20 marca 2015

11 Maniacka Dziesiątka

11 Maniacka Dziesiątka za mną. Może to dziwne, ale to dopiero druga atestowana dziesiątka na moim koncie i drugie podejście do łamania 45 minut. W ubiegłym roku skończyło się czasem 47:49, w tym kalkulatory biegowe sugerowały, że mogę zrobić 43:59. Postanowiłem podejść do tematu ostrożnie i atakować 44:59.
Z Nakła wyruszyliśmy w czterech. Sławek, Tomek, debiutant Krzysiek i ja. Humory dopisywały, ciągle gdybaliśmy w jakie ciuchy wskoczymy. Przez chwilę miałem pomysł na krótkie spodenki, a do tego długi podkoszulek termo, cienka bluza techniczna z długim rękawem i klubowa koszulka.
Sławek zbeształ mnie w najlepsze, wszak on nie zakładał nawet rękawiczek.

Przedstartowe rytuały - biuro zawodów (bez kolejki, bo byliśmy przed godz. 10), wc, chłopacy kawa. Trochę porozmawialiśmy ze spotkanym Andrzejem i nadszedł czas na odwiedzenie przysamochodowej przebieralni. Kto by się pchał do przebieralni przygotowanej przez organizatora!
Koniec końców wybrałem podkoszulek termo i na niego koszulkę klubową. I czapkę i rękawiczki (choć Sławek nadal twierdził, że trzeba bez, bo to chłodzenie).
Nim rozpoczęliśmy rozgrzewkę postanowiliśmy nawiedzić pobliskie krzaczki. Grzybów nie było. Sznurka do spłuczki również.
Rozgrzewkę zrobiłem krótką. Raptem 1,7 km i to chyba za mało jak dla mnie. Potruchtałem w stronę startu, znalazłem swą strefę. Była ogrodzona barierkami więc wlazłem w nią na pograniczu czasów poniżej i powyżej 50 minut. I niestety nie zdołałem się dalej przecisnąć.
Tłok.
Tłok.
Ciepło.
Tłok.
Wreszcie huknęła armata, towarzystwo poszło po asfalcie.
Ruszyłem ostrożnie. Początek z górki i nie chciałem przesadzić. Wyszło 4:38. nieco przyspieszyłem, ale jakoś nie miałem weny by zejść poniżej 4:30.
Do tego tłok
Tłok.
Tłok.
Parszywie się wyprzedzało, często musiałem zwalniać, czekać. Sekundy uciekały. Czułem się nieźle, nogi nie bolały, oddech przyspieszony, ale nie było dramatycznie. Tętno 180.
Tłok.
Tłok.
Zespoły grają, bębnią, na jakieś 1,5 km do mety młody chłopiec walił w perkusję. Super.
Tłok. Im bliżej mety bym bardziej wiem, że powinienem przyspieszyć, a ja cały czas biegłem w górnych granicach strefy komfortu i jakoś ich nie przekraczałem. 4:38; 4:32; 4:34; 4:29; 4:31. Wreszcie 10 km i 4:18. Tyle, że ostatnie dwa kilometry to ścieżka rowerowa wzdłuż toru regatowego. Wąska, a wśród biegaczy
Tłok.
Tak na dobrą sprawę nawet ostatnich 100 m nie dało się pobiec na maksa.
Stwierdzam, że nie dla mnie takie imprezy. Zero przyjemności, gdy oprócz mnie startuje jakieś 3700 osób.

fot. Marek Bramorski
Co z tego wyszło? 45:46 więc dupa. Muszę nauczyć się biegać dystans 10 km. Przywykłem do piątek, ostatnią dychę na zawodach robiłem 11 miesięcy temu i mam świadomość, że nie wiem jak rozkładać siły, czy mi ich wystarczy.

Sławek przeskoczył mnie o jakąś minutę (a zapowiadał, że zacznie ze mną od 4:30 i najwyżej zdechnie). Tomek życiówki nie zrobił, ale i tak zszedł poniżej 40 minut. Krzysiek - mimo zdecydowanie zbyt grubego ubrania nieznacznie przekroczył 50 minut, więc jak na debiut to doskonały wynik. 

Mimo wszystko fajno mi się biegło. Oderwałem się od ostatnich problemów i stresów, przestałem na chwilę myśleć o zbliżającej się przeprowadzce Wierki do szpitala. A z 10 km dalej mam rachunki do wyrównania. W ub. roku zszedłem nieco poniżej 48 minut, w tym poprawiłem się o 2 minuty. 45 nadal czeka na przełamanie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz