Wpis Cztery medale Weroniki trafił do wielu ludzi. Nie sądziłem, że tak będzie. Stwierdziłem, że to bez sensu by skończyło się tylko na tym.
Jest ktoś, kogo poznaliśmy w pierwszych dniach choroby Weroniki. Ma na
imię Oliwier. Oprócz szpitalnego pokoju połączyła nas neuroblastoma. Po
okresie remisji Oliwier od roku ponownie choruje. Jego rodzice chcąc
zrobić wszystko co możliwe by Oli wyzdrowiał zbierają pieniądze na
terapię przeciwciałami anty GD2. Niestety w Polsce dopiero się pojawia w
badaniach klinicznych i nie obejmuje pacjentów ze wznową, dlatego
Oliwiera czeka leczenie w Niemczech. Koszt ok. 150 tys. euro. Połowę tej
kwoty już mają.
Jeśli możecie wpłaćcie na któreś z jego kont fundacyjnych. Choćby 1 zł, choćby 1% podatku. Szczegóły znajdziecie tutaj
http://naszawalkaosynka.blog.pl/
31 marca 2015
Cztery medale Weroniki
Dziś będzie w nieco cięższym klimacie. In memoriam.
Weronika, moja córka. Rocznik 2008. Gdy miała 2 lata i 5 miesięcy wylądowała na Oddziale Pediatrii Hematologii i Onkologii Dziecięcej Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza w Bydgoszczy. To był koniec stycznia 2011 r. Szybka diagnostyka, biopsja węzła chłonnego szyjnego, po niespełna 10 dniach wynik histopatologii z przedziwną nazwą - neuroblastoma.
Rak pełną gębą. Czwarty stopień zaawansowania. Ścięło nas kompletnie, z czwartego piętra przeniesiono nas na trzecie - chemiczne. Zaczął się kołowrót załamania, nadziei, beznadziei, oczekiwania. Poznawania nowych terminów, nazw cytostatyków, procedur związanych z każdym z nich, czytania o wybitnej złośliwości i kiepskich rokowaniach.
Weronika, moja córka. Rocznik 2008. Gdy miała 2 lata i 5 miesięcy wylądowała na Oddziale Pediatrii Hematologii i Onkologii Dziecięcej Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza w Bydgoszczy. To był koniec stycznia 2011 r. Szybka diagnostyka, biopsja węzła chłonnego szyjnego, po niespełna 10 dniach wynik histopatologii z przedziwną nazwą - neuroblastoma.
Rak pełną gębą. Czwarty stopień zaawansowania. Ścięło nas kompletnie, z czwartego piętra przeniesiono nas na trzecie - chemiczne. Zaczął się kołowrót załamania, nadziei, beznadziei, oczekiwania. Poznawania nowych terminów, nazw cytostatyków, procedur związanych z każdym z nich, czytania o wybitnej złośliwości i kiepskich rokowaniach.
To najmocniejsze zdjęcie jakie wykonałem |
20 marca 2015
11 Maniacka Dziesiątka
11 Maniacka Dziesiątka za mną. Może to dziwne, ale to dopiero druga atestowana dziesiątka na moim koncie i drugie podejście do łamania 45 minut. W ubiegłym roku skończyło się czasem 47:49, w tym kalkulatory biegowe sugerowały, że mogę zrobić 43:59. Postanowiłem podejść do tematu ostrożnie i atakować 44:59.
Z Nakła wyruszyliśmy w czterech. Sławek, Tomek, debiutant Krzysiek i ja. Humory dopisywały, ciągle gdybaliśmy w jakie ciuchy wskoczymy. Przez chwilę miałem pomysł na krótkie spodenki, a do tego długi podkoszulek termo, cienka bluza techniczna z długim rękawem i klubowa koszulka.
Sławek zbeształ mnie w najlepsze, wszak on nie zakładał nawet rękawiczek.
Z Nakła wyruszyliśmy w czterech. Sławek, Tomek, debiutant Krzysiek i ja. Humory dopisywały, ciągle gdybaliśmy w jakie ciuchy wskoczymy. Przez chwilę miałem pomysł na krótkie spodenki, a do tego długi podkoszulek termo, cienka bluza techniczna z długim rękawem i klubowa koszulka.
Sławek zbeształ mnie w najlepsze, wszak on nie zakładał nawet rękawiczek.
12 marca 2015
Pożegnanie z City Trail Bydgoszcz
8 marca jak wiadomo, tulipany, goździki i rajstopy. A nie. Goździki i rajstopy wypadły z obiegu. Ich miejsce w Bydgoszczy zajął szósty bieg z cyklu City Trail.
Ruszyliśmy stadnie - Madzia, Weronika, Ewa i ja. Tym razem nie robiłem 15 km rozgrzewki. Zgodnie z jesiennym założeniem ostatni bieg miał być startem na ostro i sprawdzianem przed Maniacką Dziesiątką, a w pewnej mierze także przed kwietniowym maratonem.
Niestety. Wiosenny maraton odpuszczam. Dlaczego? W styczniu wyciąłem sobie trzy zmiany barwnikowe skóry. Bieganie z zacerowaną klatką piersiową i plecami byłoby karkołomnym pomysłem. Po tygodniu, gdy już mógłbym się zabrać za treningi Weronika zaliczyła upadek w przedszkolu i trzydniowy ból ręki skierował nas na ortopedyczną część SORu w Juraszu. A SOR dał nam atrakcje w postaci skierowania na dziecięcą onkologię, a tam jak wiadomo. Badania, badania, badania. Same dziwne nazwy. Niestety nie dla nas, bo znamy je doskonale. Na deser dopadła mnie grypa, z którą napar z czystka nie pomógł. I tak strzelił mi trzeci tydzień bez treningów. Czwarty tydzień to dla odmiany wizyta na oddziale rzeźników - znaczy ortopedii i biopsja kości. Ot życie na bombie zegarowej.
Powrót do treningów był ciężki, z wysokim tętnem i wolnym wbieganiem. Właściwie nie wróciłem do właściwego rytmu treningowego.
Standardowo na tydzień przed startem na 5 km zrobiłem wytrzymałość tempową 10x400/400 tym razem tempem 4:10 min/km (w październiku było to 4:20). Przyznam się, że w styczniu czterysetki biegałem czasami poniżej 4:00, ale cóż. Poszły w las. Tydzień przed startem to tylko 10 powtórzeń skipów i wieloskoków (50 m skip + 50 min wieloskok). W piątek przebiegnięty mały kawałek i tyle szaleństw.
Ruszyliśmy stadnie - Madzia, Weronika, Ewa i ja. Tym razem nie robiłem 15 km rozgrzewki. Zgodnie z jesiennym założeniem ostatni bieg miał być startem na ostro i sprawdzianem przed Maniacką Dziesiątką, a w pewnej mierze także przed kwietniowym maratonem.
Niestety. Wiosenny maraton odpuszczam. Dlaczego? W styczniu wyciąłem sobie trzy zmiany barwnikowe skóry. Bieganie z zacerowaną klatką piersiową i plecami byłoby karkołomnym pomysłem. Po tygodniu, gdy już mógłbym się zabrać za treningi Weronika zaliczyła upadek w przedszkolu i trzydniowy ból ręki skierował nas na ortopedyczną część SORu w Juraszu. A SOR dał nam atrakcje w postaci skierowania na dziecięcą onkologię, a tam jak wiadomo. Badania, badania, badania. Same dziwne nazwy. Niestety nie dla nas, bo znamy je doskonale. Na deser dopadła mnie grypa, z którą napar z czystka nie pomógł. I tak strzelił mi trzeci tydzień bez treningów. Czwarty tydzień to dla odmiany wizyta na oddziale rzeźników - znaczy ortopedii i biopsja kości. Ot życie na bombie zegarowej.
Powrót do treningów był ciężki, z wysokim tętnem i wolnym wbieganiem. Właściwie nie wróciłem do właściwego rytmu treningowego.
Standardowo na tydzień przed startem na 5 km zrobiłem wytrzymałość tempową 10x400/400 tym razem tempem 4:10 min/km (w październiku było to 4:20). Przyznam się, że w styczniu czterysetki biegałem czasami poniżej 4:00, ale cóż. Poszły w las. Tydzień przed startem to tylko 10 powtórzeń skipów i wieloskoków (50 m skip + 50 min wieloskok). W piątek przebiegnięty mały kawałek i tyle szaleństw.
fot. Grzegorz Perlik |
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
Dziś będzie w nieco cięższym klimacie. In memoriam. Weronika, moja córka. Rocznik 2008. Gdy miała 2 lata i 5 miesięcy wylądowała na Oddzia...
-
Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...
-
16 Poznań Maraton. Minęły niemal 34 godziny od startu i 30,5 od zakończenia. I nadal mam pustkę w głowie. To pierwszy raz gdy nie wiem co n...
3 razy Śnieżka
Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...