27 grudnia 2015

W pogoni za

Listopad przebomblowałem. Parę biegań, najmniejszy dystans  w tym roku, raptem 75,32 km. Od drugiego tygodnia grudnia wziąłem się ostro do roboty. Co prawda mam kłopot, bo plan Danielsa przewiduje 26 tygodni treningu przed maratonem, a mi zostało 21, ale coś się skombinuje. Robię teraz maksimum 78 km w tygodniu, ale w tym trochę dodam.

18 grudnia 2015

7 dni - świat

Niespełna tydzień temu (brakuje jeszcze paru godzin) wymyśliłem, że w Maratonie Warszawskim pobiegnę charytatywnie. #biegamdobrze to akcja, która rzuciła mi się w oczy rok temu.
Idea jest prosta, najlepiej wyjaśnia ją informacja organizatora:Obok tradycyjnej formy zapisów funkcjonuje ścieżka charytatywna ‪#‎BiegamDobrze‬, w której rejestrujący się nie ponosi opłaty, jedynie wybiera cel i organizację dobroczynną, na którą poprzez jego profil są zbierane wpłaty. Po przekroczeniu progu 300 zł uczestnikowi automatycznie nadawany jest numer startowy. #BiegamDobrze to inicjatywa promująca tak biegaczy, jak i szczytne inicjatywy społeczne. Każdy uczestnik prowadzi własny profil, poprzez który może komunikować się z przyjaciółmi i fanami, promować swoją akcję w mediach społecznościowych, definiować cele zbiórki, wyzwania i deklarować działania po osiągnięciu ustalonego progu zbiórki tym samym mobilizując siebie i innych.

11 grudnia 2015

A właściwie dlaczego nie pomóc?

Był czas gdy wiele osób pomogło nam. Dzięki nim nie musieliśmy się zbytnio martwić o pieniądze na pokrycie kosztów pośrednio związanych z leczeniem Weroniki. Niby banał, ale jak się człowiek wybierał na zakupy do sklepu medycznego to na gaziki, skinsept, korki do cewnika broviac zostawiał ładnych parę złotych. Do tego doszła dieta bezglutenowa po atoprzeszczepie szpiku, później w trakcie i po radioterapii. Poza tym dojazdy do szpitala i cała masa innych pierdół.

Staram się odwdzięczać jak mogę. Może nie bezpośrednio darczyńcom, ale tym, którzy pomocy potrzebują.

Od jakiegoś czasu myślałem nad moimi planami startowymi w 2016 roku. Wiosnę i lato sprecyzowałem. Została jesień. Z Berlina nici więc pomyślałem o Maratonie Warszawskim. A jak Maraton Warszawski to może akcja #biegamdobrze ? No to pobiegnę. Jeśli mi w tym pomożecie :)

Sprawa jest prosta. By móc wystartować trzeba uzbierać minimum 300 zł. Pieniądze te trafią do Fundacji Rak'n'Roll. Wygraj Życie!

Co trzeba zrobić? Wystarczy przelać drobną kwotę, może być złotówka, a minimalną kwotę uzbieramy w mig, wszak bloga obserwuje niemal 600 osób.

Każdy z Was może powiedzieć MAM TĘ MOC



Szczegóły znajdziecie tutaj.

Dziękuję :)

06 grudnia 2015

Dlaczego nie poszedłem na budownictwo?

5 grudnia to dzień tuż przed wybuchem mikołajowego szaleństwa. Niestety dożyliśmy czasów unifikacji i koszmarnego pomieszania. W 99% właściwego św. Mikołaja - biskupa - zastąpił krasnal z reklamy coca coli. Tenże krasnal pojawia się jeszcze na Boże Narodzenie (nie wiem czy to ten sam, ale spóźniony, czy inny, a może to ten sam, tyle że tak mu się spodobało prezentowanie, że chodzi z repetą).

W ramach mikołajowego szału w Bydgoszczy zorganizowano kolejną akcję zbierania funduszy na paczki dla podopiecznych Stowarzyszenia Piecza Zastępcza. W tym roku do tradycyjnego meczu piłki nożnej dorzucono sztafetę. Założenie proste. Drużyna trzyosobowa, czas trwania 60 minut. Drużynę Ortimed Runners Team zgłosiłem dawno temu.
fot. facebook.com/BydgoscyBiegacze

01 grudnia 2015

Górki i adidas response trail boost

Dziś miałem wolne od pracy, więc starym zwyczajem sezonu biegowego wyskoczyłem na masaż. Musze poskładać nieco prawą nogę, bo lubi grymasić w różnych miejscach. No, nieistotne. Po masażu wyciągnąłem Justynę na małe bieganie. Jako, że nie miałem ochoty na centrum Bydgoszczy zaproponowałem poznanie nowych rejonów Myślęcinka. Na nogach wylądowały trailowe adidasy boost i ruszyliśmy asfaltem w stronę polany Różopole.

Pusto tam bez City Trail. Spokojnie, nic dziwnego, do kolejnego biegu zostały dwa tygodnie, ja pojawię się tam dopiero w styczniu.

22 listopada 2015

Buty w teren i góry

Wymyślił mi się bieg górski. Już jakiś czas temu. Wybór padł na Karkonosze, najlepiej, by na trasie była Śnieżka. Popatrzyłem w sieci i wypatrzyłem Maraton Karkonoski. Był idealny. Nie wiedzieć czemu wyczytałem, że trasa wiedzie przez Szrenicę na Śnieżkę i z powrotem. Wystarczyło poczekać na ogłoszenie terminu i rozpoczęcie zapisów.
Trasa jest nieco inna, omija Szrenicę, ale nic to. Zapisałem się i trzeba czekać do 2 lipca. Czekać i trenować.
W mojej głowie urodziło się pytanie o to w jakich butach pobiec. Na upartego mogłyby to być New Balance 980 Boracay, ale byłoby to tak na bardzo upartego. Wolę bardziej agresywny bieżnik. Cóż zatem? Długo myślałem co kupić. Lista była długa.

15 listopada 2015

"Ciebie nie muszę przedstawiać" i "Będziesz moim Tomkiem"

(W sumie mam problem z tytułem wpisu, więc daję dwa. Oba dotarły do mnie z ust (i palców) jednej osoby.)

Pobiegaliśmy. Okazją była druga odsłona City Trail w Bydgoszczy. Przyznam się bez bicia - ostatnio bieganie mi nie idzie. Nie mam motywacji. Wskakuję w ciuchy dwa razy w tygodniu i tyle. Nic więcej. Jakbym nadal miał roztrenowanie. Trochę brak mi czasu, a tak prawdę mówiąc wyskrobałbym go gdybym tylko chciał. Jaki z tego wniosek? Pora przeczytać Bieganie metodą Danielsa, opracować plan i biegać, biegać, biegać... Tym bardziej, że powinienem się wstydzić, minęło pół miesiąca, a ja zrobiłem 42 km.

Do Myślęcinka pojechałem bez planu. Tydzień temu mocno pociągnąłem w Łodzi, teraz nie czułem potrzeby. Ot, zastanawiałem się czy pobiec tempem w okolicy 5:00 czy może ciut szybciej, ale tak jakoś mi te 25 minut nie pasowało, więc w ostatniej chwili wymyśliłem, że ruszę po 4:45 min/km.

Przed biegiem  jak przed biegiem. Dziś mżyło i było chłodno. W drodze do biura zawodów co chwila mijałem ludzi uśmiechających się na mój widok. Im dalej tym więcej uśmiechów zbierałem. Taki jestem!
fot. facebook.com/BydgoscyBiegacze

11 listopada 2015

Uśmiech sześciolatki

19 Bieg Niepodległości Pigża. To taki bieg, na który chciałbym wracać co roku. Niestety w przyszłym nie zdołam. W tym udało mi się jakoś wyrwać od obowiązków służbowych dzięki łaskawości szefa, ale w przyszłym nie ma zmiłuj - 9 Nakielski Rowerowy Rajd Niepodległości.

Rano wstawało się ciężko. Wyjechaliśmy ciut później niż chciałem, ale mieliśmy jeszcze rezerwę czasu. Krótko przed wyjazdem Justyna pytała, o której są biegi dzieci bo Natalka była chętna. W regulaminie widniało enigmatyczne "Zapisy do biegów dziecięcych i młodzieżowych od godz. 08.00 do 09.45 w Szkole Podstawowej w Pigży, - Początek rywalizacji o godz. 9:00" więc wkleiłem jej nr telefonu osoby odpowiedzialnej za organizację zawodów.

09 listopada 2015

... patrzy

Byliśmy turystami. Od długiego czasu planowaliśmy odwiedzić mieszkającego w Łodzi kuzyna Madzi. Było parę podejść, ale zawsze coś wyskakiwało. Wreszcie, ze 2 miesiące temu klamka zapadła. 6-8 listopada. Przy okazji wizyty postanowiliśmy (a może jej termin dopasowaliśmy?) wystartować w łódzkiej edycji City Trail.
U Ani i Michała zameldowaliśmy się w sobotę. Czas zszedł nam na rozrywkach - jedzeniu, jedzeniu, grze w Carcassonne, jedzeniu i gadaniu chyba do 1 w nocy. Z łóżka wyskoczyliśmy o 8:20, wciągnęliśmy szybkie śniadanie i tuż przed 10 ruszyliśmy (dziwnie wyjeżdżać tak późno).

Biuro zawodów zorganizowane jest na stadionie Łodzianki w Parku 3 Maja. 3 namioty (wydawanie numerów, strefa fizjo i punkt żywieniowy) oraz budynek (szatnie, wc, depozyt). Ciasno tam, ale zdążyliśmy przed tłokiem. Szybko odebraliśmy numery i czipy i z towarzyszącym nam Michałem ruszyliśmy na bieżnię.
 

13 października 2015

Jak się nazywa żona maratoczyka?

16 Poznań Maraton. Odsłona druga. Tajemnicza.

- Ile wynosi wpisowe na maraton w Poznaniu?
- Teraz chyba ok. 150 zł. Wiesz, że to nie jest dobry pomysł?

Mniej więcej tak wyglądała chwila, gdy ziarenko wypuściło malutki kiełek. Było to po półmaratonie w Pile.

Z początku temat pojawiał się rzadko, ale wiedziałem jedno. Nie odwiodę Magdy od tego szalonego pomysłu. I nie próbowałem. Jeśli ja bym jej nie zapisał zrobiłaby to sama. Stanęło na tym, że poczekaliśmy do uruchomienia możliwości przepisywania pakietów startowych. Znalazłem ofertę pechowca, któremu kontuzja pokrzyżowała plan. Odsprzedawał go w promocji za 80 zł.

Formalności załatwiliśmy szybko, pakiet przepisano. Zmieniłem dane, rozmiar koszulki, strefę czasową i tyle.

I co jakiś czas trułem by poszła pobiegać. 20 września zrobiła drugą w życiu połówkę. Poza tym leniła się, że aż strach. Lipiec - 29,88 km, sierpień - 31,62 km, wrzesień 73,49 km (w tym półmaraton w Pile i wspomniane 21 km). W październiku 10 km...

- Wiesz co o tym sądzę...
- Wiem, ale jeśli teraz tego nie zrobię mogę nie zrobić w ogóle.
fot. www.maratonczyk.pl

12 października 2015

Maraton jest jak...

16 Poznań Maraton.
Minęły niemal 34 godziny od startu i 30,5 od zakończenia. I nadal mam pustkę w głowie. To pierwszy raz gdy nie wiem co napisać.
Siedzę i dumam. Jadąc dziś samochodem stwierdziłem, że maraton jest jak skrzynka z butelkami. Maratończyk jest jedną butelką, wokół której jest przynajmniej kilkanaście innych, będących z nią w korelacji - i wcale nie myślę o towarzyszach z trasy.

Człowiek biegnie sam. No fakt, biegną wokół niego inni. Szybsi, wolniejsi. Mniej lub bardziej uśmiechnięci, później zmęczeni. Biegną ludzie z przyczepionymi balonami. Inne osoby wyciągają ręce podając kubki z piciem albo tace z czekoladą lub cukrem. Kolejne stoją przy krawężnikach i krzyczą, klaszczą, trąbią, tłuką w garnki, albo - wreszcie - wyciągają drobne rączki by przybić im piątkę...

07 października 2015

Jeszcze chwilę

Gdy zaczynam pisać ten post do maratonu pozostały 3 dni 11 godzin 46 minut.
A niedawno wrzucałem takie zdjęcie

A trochę wcześniej tych dni było 100.

21 września 2015

Brooks Ghost 8 od sklep.4run.pl i Brooks Running

Tak się jakoś złożyło, że wygrałem w konkursie zorganizowanym przez sklep.4run.pl i Brooks Running. Nagroda to berlińska edycja Brooks Ghost 8. Jako, że ja mam w czym biegać, a Madzia zaczęła się zastanawiać nad wymianą starych Kalenji Ekiden 50 stwierdziłem, że oddam jej swoją nagrodę. Wyskoczyliśmy więc do Piły na ul. Bohaterów Stalingradu 5 i oto efekty. 




20 września 2015

Przez chwilę byliśmy zwycięzcami

Od kilku tygodni zatruta studnia (jak mój znajomy nazywa TVN) trąbiła o PKO Biegu Charytatywnym. Pomysł startu pojawił się spontanicznie. Idea słuszna. Sztafeta, maksimum 60 pięcioosobowych drużyn w każdej z 12 lokalizacji. Czas 60 minut. Każde okrążenie to jeden posiłek dla dzieci fundowany przez PKO.

Padł pomysł, pojawiła się samozwańcza kierowniczka drużyny. Pojawiła się nazwa więc hop. Szybka rejestracja i Ortimed Runners Team pojawił się jako pierwszy na liście. Dni mijały, każdy biegał (albo i nie biegał) swoje. Przyszedł sobotni poranek. Zebraliśmy się na stadionie bydgoskiego Zawiszy. Ostatni (i jedyny) raz biegłem tam w 2001 roku w czasie sprawdzianu wojskowego, czyli na 3000 m (czas grubo powyżej 15 minut - teraz byłoby pewnie poniżej 12).

13 września 2015

I znów City Trail

W tej edycji zmienili tablice! Zamiast "Czas powyżej 22 minut" było "Czas poniżej 22 min". Niby to samo, kwestia ustawienia się po właściwej stronie, ale jednak...

Maraton wymaga niedzielnych wybiegań na poziomie 20-25 km. Dziś powinienem zrobić 20. W sumie nie wiedziałem co pobiec, na 15 km przed startem nie było szans. Była opcja, że w drodze do domu wyskoczę w Wojnowie i potruchtam, ale czy?

12 września 2015

Jutro zaczynamy

Jutro zaczynamy trzeci sezon City Trail. W sumie to trzecia nazwa. Zaczynaliśmy od zBiegiemNatury, w ubiegłym roku City Trail, w tym City Trail z Nationale Nederlanden.
Zobaczymy jak to będzie. Inaczej, to pewne, bo w Myślęcinku będziemy meldować się później.
fot. Grzegorz Perlik

07 września 2015

Rewanż

To moje drugie podejście do Półmaratonu Philips'a w Pile. O poprzednim pisałem w relacji
Na Bohaterów Stalingradu z pustego i Salomon nie naleje
Wówczas poległem. Zamiast zakładanego 2:00 wyszło 2:09:42. Odcięło mnie na 13 km z jednej strony z powodu upału, z drugiej z braku poprzedzającego start nawodnienia.

Dziś był test przed zbliżającym się maratonem w Poznaniu. Nie ukrywam, że miałem ochotę na życiówkę i z takim zamierzeniem jechałem. Ile? 1:37:xx Taki był plan, a żeby go zrobić trzeba było trzymać na zegarku tempo w okolicach 4:37 min/km i założyć, że nie nadłożę zbyt wielu metrów.

30 sierpnia 2015

Ile kilometrów ma ten maraton?

To jedno z tych zdań, które zajmują wysokie pozycje na liście irytujących pytań. Ile kilometrów  ma ten maraton. Używając terminologii rodem z sali sądowej należy napisać, że doświadczenie życiowe sugeruje, iż nie jest ono pozbawione sensu.

Przynajmniej w Bydgoszczy.

Lista bydgoskich wpadek z długością tras na zawodach robi się imponująca.
2013 rok. Półmaraton bydgoski i towarzyszący mu Bieg na piątkę. Na trasie okazało się, że 5=6
2015 rok. Bieg nocny 10=9,2
2015 rok. (mimo całej mojej sympatii dla nich napiszę) City Trail onTour 5=4,75
i dziś. Zadyszka bydgoska. 10=(w zależności od pomylenia trasy) 10=8,3; 8,74; 10

Pozostaje dziękować, że nikt w Bydgoszczy nie rzuca się na organizowanie maratonu.

Nic, trzeba napisać trochę o występie na zadyszce.

29 sierpnia 2015

Biegam bo lubię. Czy warto?

Dziś się nie rozpiszę.
Naszła mnie refleksja na temat klepania kilometrów. Mam plan treningowy pod maraton (Skarżyński). Od 6 tygodni klepię część z biegami w drugim zakresie w czwartki. Wtorki to siła biegowa (50 metrów skip A plus 50 metrów wieloskok), sobota przebieżki, niedziela na zmianę 20 i 25 km. Jak widać nudno. Nie ma się co czarować. Trening pod maraton jest wybitnie monotonny i pewnej odmiany można szukać tylko w soboty, zmieniając dystanse przebieżek.

17 sierpnia 2015

15.443,37 km

15 sierpnia 2015 r. Wieczór. Kilka minut po godzinie 21.

Na scenie ktoś mówi mniej więcej tak: "15.443,37 km. Wielu ludzi nie przejeżdża samochodem tylu kilometrów w ciągu roku." Przyznam, że mnie to nie dotyczy, bo tyle zrobiłem w ciągu ostatnich 4 miesięcy.
Samochodem.
Ale biegiem? W ciągu roku i jednego dnia? Znaczy w ciągu 366 następujących po sobie dni. Bez przerwy.

Tak, ten wpis znów będzie poświęcony Rysiowi Kałaczyńskiemu.
W piątkową noc gościliśmy na weselu, w sobotę rano meldowałem się w pracy. Do Wituni ruszyliśmy o 13:45. Droga minęła szybko, szczęśliwie nie mieliśmy wielu świątecznych kierowców przed sobą. Od pierwszych metrów Witunia różniła się od tej, którą widziałem dwa tygodnie wcześniej.
W Więcborku widzieliśmy paru biegaczy. Gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle zapytałem trzech z nich czy ich nie podwieźć.
Witunia. Wielki parking na polu. Wieś czeka na nas z otwartymi rękoma. Idąc do biura zawodów czuło się wyjątkową atmosferę. Ta wieś licząca 866 mieszkańców miała swoje wielkie święto. Atmosfera jakaś taka rodzinna. Multum biegaczy, do kompletu ich rodziny. Scena, festyn, dmuchańce, stoiska z lokalnym jedzeniem.

Biuro zawodów obsłużyło nas szybko i ruszyliśmy na spotkanie z Justyną, Maciejem i Krzysztofem. Gdy się odnaleźliśmy był czas na zrobienie kilku zdjęć, trochę pogaduszek i w końcu ruszyliśmy na start. Biegaczy odprowadzała orkiestra dęta, z racji upału ubrana na luźno. Poszli asfaltową drogą, a my - Madzia, Justyna i ja na skróty.

07 sierpnia 2015

Uff jak gorąco, puff jak gorąco...

Gorąco prawie tak jak we Francji. Tylko tutaj  powietrze chyba bardziej stoi.
We wtorek na trening wyruszyłem o 20:30. W planie było 11 km pierwszego zakresu i 10 powtórzeń kombinacji 50 m skip A plus 50 m wieloskok w przerwie 100 m, a na deser 1 km truchtu. No to pobiegłem w stronę lasu, zawróciłem by nie naciąć się na końskie muchy, które w lesie tylko czekają na świeżą porcję krwi (i o ile OFF teoretycznie nie pozwala im usiąść to w praktyce wygląda to jakby dziesiątki elektronów latały wokół jądra atomu, którym jest głowa). Pobiegłem w stronę działek i po drodze wiedziałem, że pierwszy zakres będzie krótszy o 3 km. Wracając stwierdziłem, że odejmę mu jeszcze jeden kilometr. Zatrzymałem się, porozciągałem i doszedłem do wniosku, że odpuszczę siłę biegową.  Wyłączyłem zegarek i poszedłem do domu. W taki upał i duchotę trzeba umieć odpuścić trening.

Czwartek. W planie 2 km pierwszego zakresu plus 12 km drugiego zakresu tempem 4:45-4:50 plus 3 minuty marszu plus 3 minuty truchtu plus trzy serie minutówek (1 minuta na maka i 3 minuty truchtu). Na koniec 600 m truchtu.
Pojechałem do Mroczy na przedziwną bieżnię.

04 sierpnia 2015

Tour de City Trail onTour

3 sierpnia pojawiliśmy się w bydgoskim Myślęcinku. Tym razem w nieco innym miejscu - na polanie Różopole. Zawitał tam cykl City Trail onTour. Nowa lokalizacja to poszukiwanie możliwości rozwoju biegu. Łatwiej zorganizować biuro zawodów, mniej blokuje się myślęcińskie ścieżki. Widać organizatorzy myślą, że Bydgoszcz spróbuje gonić Poznań (zimą w Poznaniu startuje już ponad 1000 zawodników, w Bydgoszczy ponad 600).
Pod koniec czerwca Piotr Książkiewicz zapytał mnie czy znalazłbym czas by wypróbować nową trasę.

Na mapie wyglądało ciekawie i po wgraniu kursu w zegarek ruszyłem na testy. Traf chciał, że po starcie od razu skręciłem w lewo i trasę robiłem pod prąd. Wyglądała... Miejscami trafiały się wykopane wzdłuż drogi rowy, jakby ktoś kładł nowe kable. Dalej robiło się wąsko, w drogę wchodziły gałęzie drzew (gdyby patrzeć na trasę we właściwym kierunku były to okolice 2 km). Trasa nie wyglądała źle. Gdyby puścić ją w odwrotnym od zakładanego przez Piotra kierunku owe przewężenie nie powinno sprawiać kłopotu.

03 sierpnia 2015

366 maratonów

To niemalże już. Mniej więcej rok temu pierwszy raz przeczytałem to hasło "366 maratonów w 366 dni" Zerknąłem czyj to pomysł i już wiedziałem, że realizacja projektu jest bardzo prawdopodobna.
Pomysłodawcą i realizatorem przedsięwzięcia jest Ryszard Kałaczyński, człowiek, o którym pisałem 15 sierpnia 2014 roku, czyli w dniu startu projektu.

01 sierpnia 2015

Jak kochanka

5 km. Grześ Perlik mówi, że nie startuje na takich dystansach bo rozgrzewa się dopiero po 8 km. Fakt. Starzejemy się, a im starsi, tym dłużej możemy. Na takie sprinty szkoda naszych sił. Są jednak biegi, na które wybieram się z przyjemnością. To cykl City Trail.
Do tej pory odbywał się w okresie od jesieni do wiosny. Odbywał się w 10 miastach, w każdym 6 biegów. W tym roku pojawiła się nowość. onTour. Lato, jeden bieg w każdym z miast. Godzina 19. I tradycyjnie biegi dla dzieci.
Ekipa zaczęła od poniedziałku w Łodzi. Oj swędziały mnie nogi by zawlec się do samochodu i ruszyć. To tylko niespełna 3 godziny jazdy. Jakoś nie dogadaliśmy się z Madzią i zostaliśmy w domu. Wieczorem okazało się, że ją też swędziały nogi.

29 lipca 2015

Trzy lata

Dwa zdjęcia.

Trzy lata różnicy.

28 lipca 2012 roku włożyłem chińskie tenisówki, szorty i bawełnianą koszulkę. Po 500 metrach płuca chciały wybuchnąć. Zrobiłem wówczas 3,9 km w czasie 29:31. Dziś pewnie zszedłbym w okolice 16 minut. 

W nogach 4288,74 km.
38 startów, w tym sześć półmaratonów.
16 życiówek.
Jedno pierwsze miejsce indywidualnie i jedno drużynowo.
Dwie kontuzje.
Parę przeciążeń.

W bieganie wkręciłem przynajmniej cztery osoby w tym dwie najważniejsze w życiu.

Poznałem sporo ciekawych osób (m.in. trzy Justyny, Kasię, Grzesia, dwóch Maciejów, Piotra).

Byłem testerem 3 par butów, jednego zegarka.

Zrzuciłem 11 kg

Prowadzę blog.




Co przede mną?

Maraton.
Bieg górski.
I dużo pracy by wciąż poprawiać rekordy życiowe.


Madzi dziękuję za cierpliwość i tolerowanie moich biegowych dziwactw.

Koleżankom i kolegom z biegowych tras dziękuję za miłe chwile na zawodach.


27 lipca 2015

Trochę po wariacku

Przyjaciele nad morzem. Zapraszają. No to pojedziemy. Zerknąłem na mapę biegów, a tam kiepsko. Nic. Trudno. Pojedziemy.
Niestety pogoda i prognozy zrobiły się kiepskie. Deszcz, wiatr, zimno. Pomyślałem, popatrzyłem. A może odpuścić morze? Znów zerknąłem na mapę. Ciechocin niedaleko Golubia-Dobrzynia. I Półmaraton Szlakiem św. Jakuba. Wpisowe symboliczne - 20 zł. W Golubiu nigdy nie byłem, a zawsze kusił mnie tamtejszy zamek. Rzuciłem hasło Madzi i jej kuzynce i plany zmieniły bez problemu. Dziewczyny pozwiedzają, ja pobiegnę.

W sobotę zrobiłem planowy trening - przebieżki. Wybrałem bieg ze zmienną prędkością. Setki tempem 3:05? Kurczaczki. Szybko jakoś. Trening szedł, było go czuć w nogach. Po trzecim powtórzeniu stwierdziłem, że wystarczy, bo na półmaratonie może być kiepsko.

Mijający tydzień był dość ciężki. Fakt, że we wtorek zrobiłem tylko 6 km, bo końskie muchy doprowadziły mnie do szału, ale wróciłem do gimnastyki siłowej. Czwartek to WB2 po miękkich ścieżkach Myślęcinka (niezłe wyzwanie).

Ruszyliśmy rano. Szybko, sprawnie, przed godziną 9 byliśmy w Golubiu. W biurze zawodów poszło sprawnie, mimo, że nie byłem zapisany na bieg. W pakiecie startowym koszulka techniczna (tradycyjnie wolałbym bawełnę). Delikatna rozgrzewka - ze 2 km, w tym podbiegnięcie do podnóża zamku i zameldowałem się na starcie.

26 lipca 2015

Narysuję dziś jelonka

Wyjechaliśmy na urlop. Daleko dość. W samochodzie tyłek odpadał, ale dotarliśmy. Na miejscu okazało się, że wcale nie jest płasko. Górka, dołek, górka, dołek i tak do znudzenia. Jako, że teren nowy, a do tego język barbarzyński włączyłem garminowskie oprogramowanie i zacząłem oglądać mapę zastanawiając się gdzie by pobiec. Rysowałem szlaczki, rysowałem. Zaczęło to coś przypominać. Hmm. Głowa, rogi, szyja... Jak się pokombinuje, doda nogi to wyjdzie koślawy jelonek. Wgrałem trasę w zegarek i następnego dnia ruszyłem na 16 km.
Tak miał wyglądać. Okazało się, że tylna noga była kreską.

28 czerwca 2015

Podstawą jest dobrze naostrzyć pazury

Od kilku tygodni ostrzyłem sobie pazury na kawałek trasy liczący ok. 1600 m. To taka przysłowiowa wisienka na torcie, ulubiony deser, który się otrzymuje, gdy w nogach ma się już 19 km, do mety zostały 2 km 97 metrów, w tym owe 1600 metrów z różnicą wzniesień liczącą sobie 60 metrów.

Tak. Ten wpis będzie o moim drugim podejściu do Półmaratonu Unisławskiego, w którym jestem zakochany od roku.

Znowu ruszyliśmy gromadnie. Madzia i Ewa atakowały odbywające się równolegle 10 km, Justyna wybrała połówkę.
Podróż minęła miło i przyjemnie, w Unisławiu pojawiliśmy się ok. 8:30. Biuro zawodów działało idealnie. Każdy otrzymywał zawiniętą reklamówkę, a w niej pakiet: woda, izotonik, chip, ulotki i regulamin biegu, a u półmaratończyków koszulka techniczna. Od razu poszedłem ją wymienić na rozmiar S, w dodatku damską. A co, ponoć mamy dżender to sobie wybiorę płeć (a na poważnie to wziąłem dla Madzi).
fot. facebook.com/grandprix.kuj.pom

22 czerwca 2015

Bieg po uśmiech

Naszło mnie by pobiegać w Myślęcinku. No, nie tak samemu z siebie. Poproszono mnie. Kto i po co? O tym napiszę za parę tygodni.
Pomysł był taki, że pojedziemy z Madzią i pobiegamy i wówczas coś mnie tknęło... Szybka wizyta na maratonypolskie.pl i sprawa się wyjaśniła. O 11 miał się odbyć Bieg po uśmiech. Przedziwna nazwa co? Dawno temu wystartowałem w biegu ku słońcu,  teraz miał być po uśmiech. Nie był to zwykły bieg. Miał być taki bez klasyfikacji, zapewne bez numerów startowych, ale z medalami na mecie. Bieg po uśmiech wychowanków Domu Małego Dziecka w Bydgoszczy, impreza bez opłaty startowej w formie pieniężnej, ale za to w formie materialnej. Dominika, dziewczyna, którą kojarzę z cyklu City Trail wymyśliła by wspomóc placówkę o najpotrzebniejsze rzeczy. Niby nic, ale jak się zerknie na z pozoru zwykłą listę sugerowanych sprawunków można się przerazić ogromem potrzeb. Pieluchy? OK. Gerberki? OK. Słodycze? Też. Ale jak dotarłem do rzeczy podstawowych - mąki, cukru, makaronu, a do tego przeczytałem, że potrzeba im leków przeciwgorączkowych, jałowych opatrunków to się przeraziłem. W naszych mniej czy bardziej ciepłych i zaopatrzonych mieszkaniach nie domyślamy się jak wielkie braki są w tego typu placówkach...

16 czerwca 2015

"Takie chwile jak te nie zdarzają się zbyt często..."

14 godzin, krótki sen i dwa starty. Przypuszczałem, że będzie to wyzwanie i faktycznie było. Dlaczego?
Miałem całkiem dobry tydzień. Wtorek 14 km, w tym 10x50 skipA + 50 wieloskok. W środę dałem się namówić Madzi i Ewie na bieganie obwodnicą Mroczy. No to zrobiłem sobie cztery powtórzenia biegu ze zmienną prędkością (standardowe 400/400+100/100+300/300+200/200), wyszło w sumie 11 km. W czwartek udaliśmy się z rewizytą do Macieja i Kasi. Dziewczyny gaworzyły a my ruszyliśmy na górki i dolinki. 13 km dało mi czadu na tyle, że cały piątek byłem obolały.

Wreszcie nadeszła sobota i start w Nocnej Dysze Kopernikańskiej. Jako, że trasa była bez atestu, do tego strasznie kręta nie zamierzałem walczyć o życiówkę. Prawdę mówiąc kompletnie nie miałem planu. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie zrobić WB2 tempem w okolicy 4:45, ale na zastanawianiu się skończyło i jak się później okazało po wystrzale startera ruszyłem bez biegowego celu.

Do Torunia ruszyliśmy stadnie, w samochodzie miałem niezły babiniec, który z każdym punktem się mnożył. Najpierw Madzia z Ewą, po 17 km dołączyła Ania, w Bydgoszczy zabraliśmy Justynę. Trasa mijała szybko, dziewczyny trajkotały tak, że w pewnej chwili pomyślałem, by włączyć radio. Niestety radio było włączone, ale postanowiło zastrajkować i milczeć.

01 czerwca 2015

Być jak Klemens Biniakowski

O Klemensie Biniakowskim, wybitnym, acz zapomnianym sprinterem doby międzywojennej pisałem w ubiegłym roku. Wczorajszy bieg skojarzył mi się z początkami Biniakowskiego. Dlaczego? Bądźcie cierpliwi.

27 maja 2015 r. Popołudnie. Magda dostała smsa od Karoliny. Będziecie w Niemczu w sobotę na biegu i festynie? Zapraszamy. Madzia oddzwoniła. Podszepnąłem, by zapytała czy nie wybierają się na mszę prymicyjną. Podobno do 14 mieli zdążyć wrócić.
Nastąpiła szybka wymiana myśli. O której start, jaki dystans, jaki limit czasowy, ile wynosi wpisowe, co w pakiecie. Madzia próbowała podpuścić Sebastiana by też wystartował. Nie chciał.
Decyzja była ekspresowa. Startujemy. Ja to pikuś. 10 km to żaden dystans. Madzia? Cóż. Najwięcej przebiegła 7 km i było to latem ub. roku. Prawdę mówiąc to biega moje dziewczę raz w miesiącu. No, w maju poszalała i wyszła 3 razy biegnąc każdorazowo po ok. 4,2 km. Miała poważne obawy czy da radę (planowany debiut na 10 km miał być 13 czerwca w Toruniu), ale stwierdziła, że jak nie to przejdzie część trasy.

11 maja 2015

Uciekając przed myszami, które zjadły króla Popiela

9 maja 2015 roku. Jeszcze niedawno, ze 26 lat temu świętowano go jako dzień zwycięstwa. Czasy się zmieniły, wykładnia rocznic również (wbrew systemowi mój dziadek Stanisław świętował 8 maja, bo tego dnia wypuścili go z robót w Niemczech, z tej okazji przeniósł nawet imieniny z września na maj). W okolicy 9 maja w Inowrocławiu i Kruszwicy odbywa się półmaraton zwany Biegiem Piastowskim.

Na Kruszwicę - Inowrocław skusiłem się z dwóch powodów. 1. niska opłata startowa - w pierwszym okresie raptem 25 zł. 2. miałem z nim porachunki - rok temu, w debiucie planowałem złamać 1:45, wyszło 1:45:41.

Przed biegiem zerknąłem w kalkulator. Z ostatniej życiówki na 10 km wychodziło, że w połówce powinienem zrobić 1:39:12. Kalkulator kalkulatorem a życie życiem. Z kalkulatora maniacką dziesiątkę powinienem zrobić o 2 minuty szybciej niż dałem radę. Plan był ostrożniejszy, zrobić 1:42:00.

27 kwietnia 2015

Do trzech razy sztuka

Na przełomie 2013 i 2014 roku zamarzyło mi się złamanie 45 minut na dystansie 10 km. Przygotowania szły pełną parą, przyszedł 26 kwietnia, szybka, płaska trasa we Wrześni. Start w XXXI Biegu Kosynierów. Niestety. Zamiast 44:59 lub mniej było 47:49.
Później połówki, lato, gorąco, przemęczenie łydki i szlag trafił jesienną walkę.
45 minut powinno paść w marcu 2015 roku na Maniackiej Dziesiątce. Taki był plan. Niestety luty nie był zbyt biegowy i mimo idealnej pogody wyszło 45:46. Zatem znów kicha.

Biegowo marzec też był do dupy. W zasadzie nie tylko biegowo...
Luty 89 km, marzec 106 km, kwiecień (do 25 włącznie) 82 km. A miało być ze 420 km więcej. Mój zimowy plan startowy zakładał pojawienie się we Wrześni i start w Małym Kosynierze na dystansie ok. 5,1 km i może walkę o pudło, ale im bliżej tym niewiara była większa.

Zrezygnowałem z niego w ostatniej chwili, na 5 dni przed terminem. W zamian wybrałem V Bieg braci Mikrut w Koronowie. Po pierwsze bliżej (o 100 km), po drugie startował Grzesiek Perlik i miałem z nim do pogadania po jego rekordowym maratonie w Krakowie (tu możecie o nim poczytać). Pomyślałem, że przebiegnę się z Grześkiem. Na spokojnie spróbujemy zejść poniżej 50 minut.

26 kwietnia 2015

42195 m Weroniki

Pierwotnie planowałem, że poczekam na wpis Grześka i później napiszę coś od siebie. Gdy się doczekałem i przeczytałem stwierdziłem, że nie ma to najmniejszego sensu, dlatego dziś daję tylko link.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, tydzień temu, w Krakowie, Weronika  przebiegła maraton.
Życzę miłej lektury: Z prędkością Pendolino.
fot. Grzegorz Perlik

19 kwietnia 2015

Zostałem ojcem

Matka Karolina - poznana 20  minut wcześniej. Dziecku na imię Drugie miejsce w kategorii kobiet.
Pojechałem dziś do odległego o 20 km Więcborka. Bieg z tych lokalnych, poza pierwszą trójką bez prowadzonej klasyfikacji, bez pomiaru czasu, za to z ręcznie robionymi medalami (przez Warsztaty Terapii Zajęciowej). No, miał też elektroniczne zapisy, wpisowe 20 zł wrzucane do puszek i numery startowe.
Dziwnie i bez sensu? Skądże! Z jak największym sensem i celem. "Więcbork Biegnie dla Tomka"
Bieg charytatywny, pieniądze z wpisowego przeznaczone na leczenie 22-letniego Tomka Walewskiego, zmagającego się z nowotworem mózgu (więcej informacji tutaj). Dystans 7 km. Dwa okrążenia wokół jeziora.

Pierwotnie miała jechać ze mną Madzia, bo cel szczytny, ale infekcja ją pokonała. Ruszyłem sam, na ostatnią minutę. Oj co się naszukałem plaży, na której miał się odbyć start to moje, bo oczywiście nie obejrzałem mapy przed wyjazdem.

03 kwietnia 2015

Plany biegowe 2015

Bieganie bez planu jest bez sensu. Dotyczy to zarówno samego planu treningowego jak również planów startowych.

Maratońskie przygotowania legły w gruzach pod koniec stycznia. Zastanawiam się czy do nich wrócić.
A co ze startami? Też nie wiem. Opłaciłem do tej pory kilka imprez
26 kwietnia Bieg Kosynierów we Wrześni
9 maja Bieg Piastowski
27 czerwca Półmaraton Inowrocławski

02 kwietnia 2015

6 bieg City Trail Junior w Bydgoszczy

Dziś się nie rozpiszę.
Będą dwa nagrania. Pierwsze autorstwa Grzegorza Perlika. Ostatni start Weroniki w cyklu City Trail Junior w Bydgoszczy. Było to 8 marca 2015 r.



Drugie to nagranie Weroniki.

31 marca 2015

Co dadzą "Cztery medale Weroniki"?

Wpis Cztery medale Weroniki trafił do wielu ludzi. Nie sądziłem, że tak będzie. Stwierdziłem, że to bez sensu by skończyło się tylko na tym.

Jest ktoś, kogo poznaliśmy w pierwszych dniach choroby Weroniki. Ma na imię Oliwier. Oprócz szpitalnego pokoju połączyła nas neuroblastoma. Po okresie remisji Oliwier od roku ponownie choruje. Jego rodzice chcąc zrobić wszystko co możliwe by Oli wyzdrowiał zbierają pieniądze na terapię przeciwciałami anty GD2. Niestety w Polsce dopiero się pojawia w badaniach klinicznych i nie obejmuje pacjentów ze wznową, dlatego Oliwiera czeka leczenie w Niemczech. Koszt ok. 150 tys. euro. Połowę tej kwoty już mają.

Jeśli możecie wpłaćcie na któreś z jego kont fundacyjnych. Choćby 1 zł, choćby 1% podatku. Szczegóły znajdziecie tutaj 
http://naszawalkaosynka.blog.pl/

Cztery medale Weroniki

Dziś będzie w nieco cięższym klimacie. In memoriam.

Weronika, moja córka. Rocznik 2008. Gdy miała 2 lata i 5 miesięcy wylądowała na Oddziale Pediatrii Hematologii i Onkologii Dziecięcej Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza w Bydgoszczy. To był koniec stycznia 2011 r. Szybka diagnostyka, biopsja węzła chłonnego szyjnego, po niespełna 10 dniach wynik histopatologii z przedziwną nazwą - neuroblastoma.
Rak pełną gębą. Czwarty stopień zaawansowania. Ścięło nas kompletnie, z czwartego piętra przeniesiono nas na trzecie - chemiczne. Zaczął się kołowrót załamania, nadziei, beznadziei, oczekiwania. Poznawania nowych terminów, nazw cytostatyków, procedur związanych z każdym z nich, czytania o wybitnej złośliwości i kiepskich rokowaniach.
To najmocniejsze zdjęcie jakie wykonałem

20 marca 2015

11 Maniacka Dziesiątka

11 Maniacka Dziesiątka za mną. Może to dziwne, ale to dopiero druga atestowana dziesiątka na moim koncie i drugie podejście do łamania 45 minut. W ubiegłym roku skończyło się czasem 47:49, w tym kalkulatory biegowe sugerowały, że mogę zrobić 43:59. Postanowiłem podejść do tematu ostrożnie i atakować 44:59.
Z Nakła wyruszyliśmy w czterech. Sławek, Tomek, debiutant Krzysiek i ja. Humory dopisywały, ciągle gdybaliśmy w jakie ciuchy wskoczymy. Przez chwilę miałem pomysł na krótkie spodenki, a do tego długi podkoszulek termo, cienka bluza techniczna z długim rękawem i klubowa koszulka.
Sławek zbeształ mnie w najlepsze, wszak on nie zakładał nawet rękawiczek.

12 marca 2015

Pożegnanie z City Trail Bydgoszcz

8 marca jak wiadomo, tulipany, goździki i rajstopy. A nie. Goździki i rajstopy wypadły z obiegu. Ich miejsce w Bydgoszczy zajął szósty bieg z cyklu City Trail.
Ruszyliśmy stadnie - Madzia, Weronika, Ewa i ja. Tym razem nie robiłem 15 km rozgrzewki. Zgodnie z jesiennym założeniem ostatni bieg miał być startem na ostro i sprawdzianem przed Maniacką Dziesiątką, a w pewnej mierze także przed kwietniowym maratonem.
Niestety. Wiosenny maraton odpuszczam. Dlaczego? W styczniu wyciąłem sobie trzy zmiany barwnikowe skóry. Bieganie z zacerowaną klatką piersiową i plecami byłoby karkołomnym pomysłem. Po tygodniu, gdy już mógłbym się zabrać za treningi Weronika zaliczyła upadek w przedszkolu i  trzydniowy ból ręki skierował nas na ortopedyczną część SORu w Juraszu. A SOR dał nam atrakcje w postaci skierowania na dziecięcą onkologię, a tam jak wiadomo. Badania, badania, badania. Same dziwne nazwy. Niestety nie dla nas, bo znamy je doskonale. Na deser dopadła mnie grypa, z którą napar z czystka nie pomógł. I tak strzelił mi trzeci tydzień bez treningów. Czwarty tydzień to dla odmiany wizyta na oddziale rzeźników - znaczy ortopedii i biopsja kości. Ot życie na bombie zegarowej.

Powrót do treningów był ciężki, z wysokim tętnem i wolnym wbieganiem. Właściwie nie wróciłem do właściwego rytmu treningowego.
Standardowo na tydzień przed startem na 5 km zrobiłem wytrzymałość tempową 10x400/400 tym razem tempem 4:10 min/km (w październiku było to 4:20). Przyznam się, że w styczniu czterysetki biegałem czasami poniżej 4:00, ale cóż. Poszły w las. Tydzień przed startem to tylko 10 powtórzeń skipów i wieloskoków (50 m skip + 50 min wieloskok). W piątek przebiegnięty mały kawałek i tyle szaleństw.
fot. Grzegorz Perlik

21 lutego 2015

Test New Balance Fresh Foam Boracay m980gg2

Trochę pobiegałem. Przedpremierowe Boracay założyłem na nogi 13 grudnia 2014 r. Dziś, gdy zaczynam spisywać refleksje na ich temat  wciąż są przedpremierowe.
Mimo ostatnich 3 tygodni przerwy przebiegłem w nich 400,2 km i wydaje mi się, że to wystarczający dystans by napisać o nich parę słów.

Buty, jak buty. Zelówka, cholewka, sznurówki. Niby żadna filozofia.
W temacie zelówki mamy chyba powrót do korzeni. Jest prosta, płaska, bez udziwnień, usztywnień i wzmocnień. Geometryczny, sześcioboczny bieżnik sprawia wrażenie, że but może być śliski w terenie. Nie jest. Owszem, nie są to buty trailowe, ale na piaszczystych czy błotnistych podłożach radzą sobie całkiem przyzwoicie.
Patrząc na podeszwę można się zastanawiać co będzie na kamieniach, na ile będą się one wbijały w stopę. Nie ma sensu się zastanawiać, bo nie kojarzę, bym kiedykolwiek poczuł kamień śródstopiem. Wspomniałem wyżej o braku wzmocnień. Standardowo podeszwy butów są dzielone na trzy części, a w rejonie śródstopia i rozcięgna podeszwowego mają przeróżne usztywnienia i wzmocnienia. Dotychczas wydawało mi się to fajne, ale teraz już nie. W Boracay wymyślono sobie maksymalną powierzchnię przylegania do podłoża, dzięki czemu są bardziej elastyczne. Mi to bardzo odpowiada.

New Balance reklamuje je (podobnie jak model Zante) jako buty z rewolucyjną podeszwą, wybitnie amortyzowaną, dzięki której odkryje się nowe doznania w bieganiu. Cóż. Buty trzeba jakoś sprzedać, ale czy koniecznie w ten sposób? Uważam, że opowieści o super amortyzacji i ugięciu pianki to marketingowy bełkot, bo tego nie czuję i dobrze, że nie czuję. Są wygodne, całkiem dynamiczne, ale nie tak jak #zanteSkoro nie ma ugięcia, zwłaszcza w strefie palców nie ma (moim zdaniem) tłumienia energii wybicia. W temacie podeszwy z pianki mam doświadczenie z Pumą Faas 500v2, w której amortyzację czuć było na każdym kroku - pięta wbijała się w piankę, podobnie palce. Tutaj tego nie zauważam i oby się to nie zmieniło. 
Jak dla mnie w Boracay amortyzacja jest wystarczająca. Nie czuję, że jest, ale też nie czuję, by było twardo.

Cholewka. Tu mamy ciekawostkę (zbieżną z Zante). Cholewka zasadniczo jest monolityczna. Wytłoczona z jednego kawałka, z naklejonym emblematem N i co ciekawe ciężko znaleźć na niej szycie. Przednia część pozbawiona jest ściegów. Wszystko solidnie sklejone, od wewnątrz do wysokości 1-1,5 cm wzmocnione twardszym tworzywem, więc nie ma obawy, że w małej kałuży but przecieknie. To niezły wynalazek. Buty leżą świetnie, pierwsze wrażenie było takie, że są nawet ciut za ciasne bo dobrze opinały stopę, ale szybko do tego przywykłem. Moje stopy mają jedną wielką wadę - paluchy w czasie chodzenia i biegania podnoszą się nieznacznie ku górze i często wypychają dziury w cholewce. Zazwyczaj dzieje się to po 120 km i wówczas muszę dokonywać tuningu podklejając kawałki grubszej tkaniny, albo wszywając szerszą gumkę. Tutaj problem pojawił się dopiero po 400 km i to w lewym bucie, w prawym jedynym mankamentem jest jakieś odklejenie kawałka plastikowego wzmocnienia wewnątrz, właśnie na wysokości palucha. Muszę to jednak dobrze wymacać i pomyśleć jak to podkleić. Nie przeszkadza to, nie powoduje urazów, ale zdarza się, że wyciera dziurę w skarpecie. Z drugiej strony przy takiej eksploatacji butów i dziennych przebiegach rzędu 14-25 km nie ma się czemu dziwić. Skarpety nie są wieczne.  
Zapiętek jest porządnie wyściełany w okolicy ścięgna Achillesa, w 3/4 wysokości sztywny.


Sznurowadłom też poświęcę parę zdań. Nie dlatego, że się rozwiązują, bo przy moim sznurowaniu nie ma z tym problemu (wiążąc pętelkę sznurówki dwukrotnie przekładam przez oczko). Sznurowadła są lekko elastyczne, więc pewnie nie powinny się rozwiązywać. Ich jedyną wadą jest długość. Są wybitnie długie. Po zawiązaniu kokardy ich końce walają się po ziemi. Z tego powodu przetykam je pod przesznurowaniem w przedniej części buta i nie ma problemu. Jakoś nie kusi mnie wymiana sznurowadeł.

New Balance Fresh Foam Boracay, jak kto woli m980gg2. Fajne. Nie narzekam na bóle stóp, łydki nie dokuczają. Nic tylko biegać. Co ciekawe drop wynosi zaledwie 4 mm. Dotychczas była to dla mnie wartość karkołomna. W Pumach objawiła się bólami rozcięgien podeszwowych na tyle poważnymi, że faasy przestały być butami biegowymi, a zacząłem używać ich na co dzień. Boracay założyłem i ruszyłem na 21 km wybiegania, by było bardziej wariacko trasa wiodła w jedną stronę - pobiegłem w odwiedziny do kuzynki, więc nie było mowy o ewentualnym powrocie. Dobiegłem bez żadnych dolegliwości, a z bardzo dobrymi wrażeniami.

New Balance Fresh Foam Boracay to buty, które będę kupował, chyba, że znajdę sponsora, albo trafię do teamu New Balance. Jedyną wadą, taką poważną, będzie ich cena. Na niemieckiej stronie NB wynosi ona 110 euro. To diabelnie dużo jak na zwykłego śmiertelnika z Polski. Pozostanie nam czekać na jesienne obniżki, bo buty są warte grzechu.


I ostatnia refleksja. Niby pierdoła, ale ważna. Nie zauważyłem bym nagminnie łapał w nie kamyki. W asicsach było to częste. Człowiek biegł sobie przez pola, albo las i nagle sru, kamyk w bucie. Tu dzieje się to nader sporadycznie. 

Czekajcie cierpliwie, wkrótce wskoczę w New Balance Fresh Foam Zante, bo trzeba będzie zrobić parę szybkich treningów i wystartować w Maniackiej Dziesiątce. Zante traktuję jako startowe, bo odnoszę wrażenie, że producent nie kłamie - te buty są szybkie, a przekonałem się o tym jeszcze przed ich zapowiedziami w sieci.

3 razy Śnieżka

Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...