Na miejscu spotkaliśmy się z Anką i Justyną, odebraliśmy pakiety (w nich m.in. paczka makaronu i drzewko - tuje oddaliśmy Ance, niech rosną w najlepsze). Podobnie jak w Niemczu biegowy towarzyszył festyn, więc kręciło się sporo ludzi.
Niby było ciepło, a niby nie. Wszystko za sprawą wieczornego i nocnego deszczu oraz chmur, które co chwilę zasłaniały słońce. Zrobiłem rozgrzewkę, nie było szału, ale też nie było powodu by odpuścić w biegu. Gdy padł strzał pognałem co sił. Tempo w okolicy 4:00 bolało od pierwszych metrów. Początek drogami utwardzonymi, po krótkim czasie skręciliśmy w las, a tam piach. Miękko, nawet bardzo. Prawdę mówiąc jakbym miał porównać trasę na Miedzyniu z bydgoską City Trail powiedziałbym, że City ma trasę twardą niczym asfalt. Na Miedzyniu było parszywie miękko. Pierwszy kilometr zrobiłem w 4:03, więc ok. 5 sekund wolniej niż powinienem, ale miałem nadzieję, że zdołam to nadrobić.
fot. Aldona Rybka |