Jednym jest rozciąganie (jestem świadom, że muszę, ale od dobrego roku robię to rzadko), drugim są ćwiczenia wzmacniające. Walczyłem z nimi, kombinowałem, ale zapału starczało na kilka razy.
W tym roku w Nakle trafiła się okazja dołączyć do grupy biegaczy zrzeszonych wokół Nakielskiego Klubu Biegacza. Zajęcia odbywają się we wtorki i piątki, pieczę nad zawodnikami sprawuje Marcin - trener LUKS Start Nakło. Zajęło mi chwilę by do nich dołączyć, pierwszy raz pojawiłem się 8 listopada.
Dziś napiszę kilka zdań o tym, co wielu z nas zaniedbuje.
Do grupy dołączyłem, gdy miała za sobą 3 tygodnie zajęć. Zgodnie z zapowiedzią miał być to trening siłowy, stabilizacyjny i funkcjonalny. Ni czorta nie wiedziałem czego się spodziewać. I oto hop. Z grubej rury. 21 stacji, trzy serie. W ruch poszły ciężary, kółka, taśmy trx, wspięcia, podskoki... Wszystko w tempie. 20 sekund ćwiczenia, bodajże 40 przerwy. Nie powiem, ciężko, bardzo ciężko.
Następnego ranka bolały mnie takie mięśnie, o istnieniu których nie miałem pojęcia. Nagle okazało się, że mam nie tylko pośladkowy ale i pośladkowy średni. Do tego nogi, ręce, plecy a i oddychać było trudniej, bo bolało między żebrami. Masakra. Ale z racji wiedzy po co to dość przyjemna.
Szczęśliwie się złożyło, że piątek wypadł 11 listopada i treningu nie było. Mięśnie przestały boleć w sobotę. Kolejny trening i jakoś poszło. Nawet lżej niż ostatnio.
Za mną trzy tygodnie, staram się nie ściemniać, a dawać z siebie ile się da. Co lubię? Wygibasy na schodach (skipy, krok łyżwowy z obciążeniem, wskakiwanie na jednej nodze), fajna jest kombinacja zeskok połączony z przeskokiem nad tyczką, wykroki z obciążeniem... W sumie niewiele jest ćwiczeń, których nie lubię (sympatią nie darzę wszystkiego brzuszkopodobnego). Przekonałem się do ciężarów. Okazuje się, że sztanga nie jest taka zła, zarówno martwy ciąg jak i podrzut czy pajacyki.
Dymam tam w najlepsze i nic to, że czas ćwiczenia wydłużył się, a przerwa skróciła się do 30 sekund. I nic to, że pot leje się strumieniami i piję więcej niż na biegowym treningu. Może nie jest łatwo, ale ćwiczy się dużo lżej niż pierwszego dnia.
Po co to wszystko? Z dwóch powodów. By biegać szybciej (mam nadzieję) a przede wszystkim bezpieczniej. Jak wiadomo - mocne mięśnie to mniejsze ryzyko kontuzji.
Jak będzie z tym szybkim bieganiem? Nie wiem, póki co wyrzuciłem z treningu jeden dzień biegowy, zmniejszyłem też kilometraż. Często jest tak, że biegam wolniej i na większym zmęczeniu mięśni, z drugiej strony jak trzeba przycisnąć tempo to przyciskam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz