03 września 2014

Nie ufaj ortopedzie

Tytuł przewrotny, prowokacyjny, a czy przypadkiem się nie mylę? Nie wiem.
2 września, po trzech tygodniach od poprzedniej wizyty, dostałem się do ortopedy. Wiedząc, że kolejki przed jego gabinetem są długie wybrałem się po pracy, ok. godz. 16.10. Tłok jak smok. Dostałem się wyjątkowo późno, po godz. 17. I cóż doktor? Jak poprzednio. Wybitnie nierozmowny, obejrzał zdjęcia, z opisu wyczytał, że zmian w stawie nie ma. Orzekł, że rzepka jest za wysoko więc z tym brakiem zmian tak do końca nie jest to prawda. Konsekwencją jest to, że rzepka ociera o kość, wytwarza się płyn i powstaje torbiel Bakera. Zapisał mi zabiegi rehabilitacyjne i w razie dalszych kłopotów mam się ponownie pojawić. Zapytałem jeszcze czy mogę biegać, stwierdził, że nie bardzo.

Super co?

Po powrocie do domu chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do fizjoterapeutki. (uwaga, program zawiera lokowanie produktu) Gdybyście mieli jakieś problemy polecam Ortimed. Porozmawialiśmy chwilę, zreferowałem co i jak, pani Justyna na szybko podzieliła się swymi refleksjami, zapytałem czy można to otejpować i umówiliśmy się na środę.

Wiecie co ortopedzi mówią o fizjoterapeutach? Że są (bywają) szarlatanami. Ha!  Po dzisiejszej wizycie stwierdzam rzecz odwrotną. Ortopedzi bywają. Wiem, to niesprawiedliwe, więc może ci, którym płaci NFZ (a nie są to małe pieniądze).

Dzieli ich pewnie z 15 lat doświadczeń, u niego tytuł lek. med, ona mgr. Wiadomo, lek. med. to coś, nie jakiś tam magister.

Czyżby?

Dzisiejsza wizyta - porządny wywiad. Mogłem powiedzieć w których miejscach boli i jak to wygląda (pan lek. med. przerwał mi w połowie zdania i nie było szans by powiedzieć wszystko). Do tego powyginanie, wyduszanie i co tam jeszcze nóg, obejrzenie zdjęć rtg (mam ładne kolano hihi), pokazane kilka ćwiczeń a na deser barwy bojowe.


Kinesio Taping. +100 do lansu, +90 do prędkości, +900 do zmniejszenia bólu.

Po powrocie do domu wskoczyłem w ciuchy i ruszyłem na 5 km spokojnego biegu w okolicach 5:40 min./km. Po 5 km postanowiłem dołożyć 5,55 km planowanym tempem drugiej połowy półmaratonu czyli 5:20 min/km. W praktyce wyglądało tak, że trochę pognałem.


Zdawać się może, że to tylko głupie oklejenie rozciągliwymi taśmami, a okazuje się, że zdecydowanie zmienia działanie mięśni. Ból pojawiał się tylko na podbiegach i nie był zbyt intensywny. Na prostej i zbiegach było okej.

Co będzie w niedzielę? Nie wiem. Brakuje mi kilometrów. 10-12 km wybiegam spokojnie, czy 21,097 dam radę? Planuję zrobić to w 2 godziny, a to daje tempo 5:41 min./km. To wybiegam swobodnie, ale kusi mnie zrobić tak połowę dystansu, a drugą na 5:20. Pozostaje pytanie czy to rozsądne.

21097 metrów. Moje trzecie podejście do tego dystansu. Tym razem na luzie. Po półmaratonie trzeba się zabrać za leczenie przeciążeń.
Właśnie. Bóle są przeciążeniowe.

3 komentarze:

  1. Oby wszystko jak najszybciej wróciło do normy. Kiedy stawiamy sobie taki życiowy cel, a organizm nie może dotrzymać nam kroku, frustracja rośnie... Ale warto jednak uzbroić się w cierpliwość, żeby nie zrobić sobie krzywdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Ortopeda owszem. W kolejności udawania się do lekarzy jest zaraz za tym, który wyjmuje pacjenta z czarnego worka by sprawdzić przyczynę zgonu. Do ortopedy to tylko ze złamaniami, zerwaniami i paroma drobiazgami, które wymagają ingerencji. Reszta? Fizjoterapeuta.

      Usuń

3 razy Śnieżka

Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...