12 listopada 2014

11 listopada bez patosu i zadumy

Narodowe Święto Niepodległości. Nie wiem kto wymyślił tę nazwę. Jest trochę nadęta, ale z drugiej strony lepsza niż "96 Rocznica Odzyskania Niepodległości", czy wszystkie inne tego typu nazwy.
My, Polacy, niestety tak mamy, że najlepiej wychodzi nam świętowanie klęsk i porażek. Wystarczy zestawić ze sobą trzy wydarzenia: Powstanie Warszawskie, Powstanie Wielkopolskie i III Powstanie Śląskie oraz zadać pytanie o to, któremu z nich poświęca się najwięcej uwagi. (temat celowości największej klęski XX w. pominę).

Wszelkie obchody świąt narodowych często bywają obchodzone na smutno. A to kwiaty pod pomnikiem, a to "montaż słowno-muzyczny" w wykonaniu dzieci, wszystko stonowane. Czy tak chcielibyśmy świętować nasze urodziny albo śluby? Pewnie nie. Szczęśliwie pojawiła się idea biegów rocznicowych.

Pigża w gminie Łubianka. Pierwszy raz byłem w tej okolicy 3 maja, gdy startowałem w Biegu Samorządowym. Dziś powróciłem, bo trafiła się nie lada gratka.
Od 18 lat w Pigży organizowany jest Bieg Niepodległości. W tym roku mignęły mi projekty medali. Pomyślałem "cacuszka, warto by było taki mieć." Zatem zagrzebałem w regulaminie i pierwszy pozytyw - opłata startowa 30 zł, w pakiecie prócz medalu posiłek i do tego koszulka techniczna. A drugi pozytyw to biegi dla dzieci, w których uczestnicy dostają na mecie medale. Oj takiego zbiegu okoliczności nie mogłem odpuścić! Weronika na wieść o biegach się ucieszyła, a gdy powiedziałem, że dostanie medal aż podskoczyła zdziwiona, bo jak to!? Od razu? Po jednym biegu? (w City Trail trza wystartować w min. 4).

Do Pigży ruszyliśmy w czwórkę. Magda nie miała ochoty na start, najchętniej zostałaby w domu, ale dała się przekonać by popilnować Wierki gdy będę biegł. Zabraliśmy też Marka, dla którego był to debiut w biegowej imprezie. Na miejscu spotkaliśmy się z Justyną (której zdolności w uruchamianiu obolałych nóg kilkukrotnie zachwalałem), jej mężem i córką. Dała się namówić, do tego Natalka też była chętna na dziecięcy medal (który okazał się takim samym, jakie otrzymywali dorośli).

Dotarliśmy przed godz. 10, start dorosłych zaplanowany był na 12, więc przed nami szmat czasu. A tu niespodzianka. Pełno samochodów i ludzi! Z boiska dobiega muzyka, wszyscy się kręcą, chodzą. Mamy święto i pomimo mgły było to czuć w powietrzu! Szczęśliwie znaleźliśmy miejsce do zaparkowania, szybko załatwiliśmy formalności i mogliśmy czekać na start dzieciaków.

Zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Stoisko ze smakołykami (na nie nie patrzyłem, bo przed startem wiadomo, że nie ma to sensu) i bieżnia. Oj bieżnia. Cztery tory TARTANU!! Pętla wokół murawy, 200 metrów. Oj! Żeby tak w Mroczy wybudowali coś takiego! Na czorta robić pełen wymiar? Jak na wiejskie potrzeby wystarczy (Pigża liczy ponoć 800 mieszkańców). Młodzieży wystarczy w zupełności, a i dorośli nie narzekaliby gdyby mieli gdzie robić tempówki.

Z biegu dziecięcego niewiele pamiętam. Stałem z aparatem i robiłem zdjęcia najmłodszych grup dziewcząt i chłopców.




Po ich starcie powygłupiałem się z dziewczynkami, wskoczyłem w ciuchy, zrobiłem delikatną rozgrzewkę i z Justyną ustawiłem na starcie honorowym. Tym razem postanowiłem się nie ścigać. Najważniejsze są przygotowania do maratonu, a plan treningowy na wtorek stanowił 12 km WB1. W ten sposób zostałem "zającem" i przez 11 km zatruwałem życie Justynie :D Na dobrą sprawę nie było pomysłu na ten start. Ustaliliśmy, że zaczynamy tempem 6:20 min/km, a co później to się zobaczy. Bez spinania się. Po paru kilometrach i dwóch podbiegach miałem wyrzuty, że nieco przyciskam, więc zwolniliśmy.
Zamek Bierzgłowski, fot. Grzegorz Perlik

Trasa liczyła 11 km, zobaczyliśmy niesamowite zakątki. Niby banał - ścieżka rowerowa, ale to kolejna rzecz, której brakuje mi blisko domu. Zamek Bierzgłowski i jego dziedziniec to ciekawe założenie architektoniczne. Niewątpliwie będę musiał zwiedzić go niebiegowo, bo wczoraj zdołałem tylko rzucić okiem i nadal nie wiem, czy to zamek czy dwór obronny. I jeszcze jedno miejsce. Wisienka na torcie (mimo mglistej polewy, jaka ją otoczyła) - Wąwóz Leszczyński w kolorach jesieni. Tam trzeba pojawić się z aparatem.

Nagadałem się w najlepsze. Zazwyczaj wolne wybiegania wybitnie mnie męczą psychicznie a wczoraj nawet nie wiem kiedy przeleciała godzina i kwadrans.

Po drodze trzy zdania zamienione z Grześkiem Perlikiem, który stał i kucał na straży z aparatem, nieudana próba pogonienia Justyny na ostatnim kilometrze (nawet Grześ nie zmobilizował jej swym "a teraz biegnij w trupa"). Dała się zmobilizować dopiero na ostatnich 300 m, gdy oberwała z łokcia od wyprzedzającej ją zawodniczki. 
fot. Grzegorz Perlik
Marek zadebiutował bardzo udanie. Narzekał trochę na wąską ścieżkę rowerową i problemy z wyprzedzaniem, ale był zadowolony. Czas w okolicach 58 minut, jak na zawodnika kat. M40, który biega od 2 czy 3 miesięcy jest niezły, zwłaszcza, że nie biegł na maksa.

Po zawodach zostaliśmy na dekoracjach i czekaliśmy na losowanie nagród. Nie wiem czy nie byłoby lepiej, gdyby odbywało się na sali gimnastycznej, bośmy trochę zmarzli, zwłaszcza, że kategorii do obdarowania było całkiem sporo. Weronika marudziła, ale na szczęście zaczęło się losowanie i powiedziałem jej, że jeżeli chce się dołączyć do małej, męskiej maszyny losującej to ma iść sama i zapytać. Co też uczyniła. Wielu biegaczy nie dotrwało tego momentu i pewnie średnio na 10 wyciągniętych kartek trafiał się jeden obecny. Weronika wybitnie się wykazała. Chciała wylosować mnie, a trafił się Marek. 



Tuż przed wyjazdem postanowiłem poprosić o wspólne zdjęcie Kamila Leśniaka. To niepozorny, młody chłopak. Aż dziw bierze, czego dokonał w tym roku. 168 km ciężkiej, górskiej trasy 12. edycji The North Face Ultra-Trail du Mont-Blanc 2014 i poprawa najlepszego dotychczas czasu polskiego zawodnika. Pokonał trasę w 28 godzin i 25 sekund. Poprawił niby tylko o 3 minuty z kawałkiem, nie zrealizował założenia jakim było zejście poniżej 24 godzin, ale dla mnie jest osoba wyjątkową. Pokazał, że można: 1. mimo młodego wieku, 2. że jak się marzy to zdobędzie się środki finansowe na realizację marzenia. Mam nadzieję, że w przyszłym roku bez problemu rozprawi się z 24 godzinami.


W ramach pakietu otrzymywało się m.in. kartkę pocztową z życzeniami z okazji święta Niepodległości. Oczywiście z naklejonym znaczkiem, wypisanymi życzeniami. Wystarczyło tylko zaadresować, podpisać się i wrzucić do specjalnej skrzynki pocztowej. Oczywiście wysłaliśmy. No, Wierka wysłała do przedszkola.


Oj udał mi się ten wyjazd, udał. I Weronice również. Wybiegała się z Natalką w najlepsze. Rano idąc do samochodu słyszałem tylko "oła", "oła" tak biedaczkę bolały nogi. No i najważniejsze. OBOWIĄZKOWO musiała zabrać medal do przedszkola by się nim pochwalić.

P.S. 1. Jedyne, z czego się nie wywiązałem to z obietnicy zabrania witki i marchewki ;)
P.S. 2. Może wzorem biegu Karolewo - Więcbork warto byłoby pomyśleć o złożeniu wiązanki kwiatów? Takiego symbolicznego uczczenia rocznicy mi zabrakło, a nie zabiera to szczególnie dużo czasu. O ile w Pigży jest miejsce, w którym byłoby to możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

3 razy Śnieżka

Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...