05 listopada 2014

42195 m. Czy ja mam na to czas?

Dorosłem do myśli o maratonie. Tak mi się wydaje, że dorosłem.
Gdy w sierpniu 2012 r. stwierdziłem, że bieganie mnie wciągnęło wymyśliłem sobie, że w 2013 r. przebiegnę półmaraton, a w 2014 maraton. W styczniu zacząłem przygotowania do połówki, plan był by atakować Warszawę, ale  w okolicy lutego stwierdziłem, że nie stać mnie na taką zabawę. Wyszłoby pewnie ze 300 zł opłaty startowej i dojazdu.
Innych półmaratonów nie wynalazłem i dopiero później okazało się, że mogłem wydać 30 zł i wystartować w Biegu Piastowskim Kruszwica - Inowrocław.




Poszło.

2013 rok zleciał mi na dziewięciu startach: parę piątek, cztery dziesiątki, jedna piętnastka.

Tylko maraton świeci pustkami
Zimą 2014 r. ruszyłem z przygotowaniami pod 10 km i półmaraton. Plan był prosty. Wiosną 10 km w 45 min, jesienią zaatakować 42 min. Półmaraton w 1:45:00. Z wiosennych 45 minut wyszło 47:49, w połówce, na trudnej unisławskiej trasie wyszło 1:44:44, jesienne 10 km i poprawę w połowce szlag trafił z powodów zdrowotnych.

Wymyśliłem, że pora zabrać się za maraton. Gdy powiedziałem o tym mej sześcioletniej córce z wielkim zdziwieniem, fascynacją i podziwem w głosie zapytała "Jeju! Chcesz przebiec CAŁY maraton?" Połówki już przyswoiła, a o maratonie parę razy mówiłem jej działając przy tym na wyobraźnię: "To tak jakbyśmy od nas z domu pojechali do Bydgoszczy na Fordon."
Kupowałem "Biegiem przez...", ale pomyślałem, że w pakiecie taniej

Poczytałem sobie "Maraton" Jerzego Skarżynskiego, ustaliłem termin rozpoczęcia przygotowań (początek listopada). Dziś zabrałem się za przeklepanie planu treningowego z książki na kartkę, bo będzie łatwiej rozpisywać dystanse przebieżek i inne cuda.

No i zacząłem się zastanawiać jak ja to ugryzę. Pierwszy punkt krosy. Idealny do tego teren jest w Nakle w Parku Sobieskiego. Na wsi jest z tym kicha. Testowałem kiedyś kawałek lasu, ale podbiegi długie i niewysokie, płaskiego też trochę, parę zbiegów. Do tego wertepy na sporym kawałku. Wieś zatem odpada. Krosy w sobotę też kiepsko, bo co drugi tydzień musiałbym specjalnie jechać do Nakła, a chyba mi się nie chce robić tego w kolejny dzień w tygodniu. Rozwiązaniem jest zatem roszada w planie. Jerzy Skarżyński zaleca przestawienie treningu sobotniego na wtorek, a niedzielnego na czwartek.

Krosowe esy floresy w Nakle

I znów kicha, bo wówczas wybiegania 20 i 25 km, które zamiennie pojawiają się w planie wypadną we czwartki. Czy ja będę miał czas by po pracy(daj Boże, bo pewnie zrobi się z tego godz. 20) ruszyć w trasę na ok 2,5 godziny? A do tego jeszcze gimnastyka rozciągająca i gimnastyka siłowa, pewnie kolejna godzina.

Dylematy, priorytety, sens.
Chciałbym pobiec szybciej niż 4:30, ba, niż 4:00, ba... zmieścić się w 3:30, choć jestem świadom, że w debiucie może być ciężko, ale kto mi zabroni być ambitnym? W granicach rozsądku.

I rodzi się jeszcze jedno pytanie. Co na to wszystko rodzina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

3 razy Śnieżka

Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...