W tej edycji zmienili tablice! Zamiast "Czas powyżej 22 minut" było "Czas poniżej 22 min". Niby to samo, kwestia ustawienia się po właściwej stronie, ale jednak...
Maraton wymaga niedzielnych wybiegań na poziomie 20-25 km. Dziś powinienem zrobić 20. W sumie nie wiedziałem co pobiec, na 15 km przed startem nie było szans. Była opcja, że w drodze do domu wyskoczę w Wojnowie i potruchtam, ale czy?
Ruszyliśmy o 9:20. Idąc przez Myślęcinek drogą, którą rok temu wiodła trasa usłyszeliśmy w oddali głośne TAAAAAAAAK. Startowały dzieciaki. Zdążyliśmy zobaczyć końcówkę biegu dziewcząt w kategorii D0. Fajne szkraby, po drodze trochę tragedii, bo dwie dziewczynki zaliczyły upadek i z płaczem biegły do mety (aż dziw, że rodzice przed biegiem nie uświadamiają, że upadkiem nie ma się co przejmować, tylko wstać, pobiec i ewentualnie popłakać na mecie).
Biuro zawodów, mimo sporego tłoku, obsłużyło nas szybko. Odebraliśmy koszulki, numery startowe i ruszyliśmy na poszukiwania Justyny. Dziś obsługiwała strefę masażu, więc skorzystałem z okazji i dałem zmaltretować lewą łydkę (to cud, że prawą nogą nikogo nie kopnąłem). Po masażu ruszyliśmy w tłum z wizytówkami gabinetu, a po chwili uzbrojony w dziurkacz stanąłem przy biurze zawodów krzycząc, że dziurki w numerach startowych tylko za złotówkę, którą trzeba wrzucić do puszki. Puszka przeznaczona była na leczenie Antosi.
Drepcząc z wizytówkami spotkałem Jolę (widzisz! pamiętam by o Tobie wspomnieć. 3 zł się należą), mignęło mi jeszcze parę osób i nadeszła pora na rozgrzewkę. Po drodze zamieniłem parę zdań z walczącym z zabezpieczeniem trasy Piotrem, który dziś odpuścił start (w ramach pracy przy organizacji biegu zrobił 24 km) i potruchtałem do lasu.
Dziś nowa trasa, częściowo biegnąca po starej, ale tym razem start i meta jest na Różopolu. 700 m od startu i ostatnie 300 po asfalcie, reszta trailowa. Biegnąc przez las zastanawiałem się co nabiegać. Powalczyć o życiówkę? To karkołomny pomysł. Tydzień temu życiówka w półmaratonie, wczoraj bardzo mocny interwał 10x1000 m z przerwą 4 minuty. Nogi zmęczone. Wczoraj po piątym powtórzeniu tempem 4:15 zastanawiałem się czy dam radę zrobić kolejne 5, więc dzisiejsza życiówka to ekstremalny pomysł.
Biec wolniej? Ale co? Zejście poniżej 21:02 kusiło. I rzuciłem w górę pytanie do Weroniki czy pobiec najszybciej jak potrafię, tak żeby mieć, jak to określała, "wilgotny oddech". Umówiliśmy się, że mi pomoże.
Wybiegłem z lasu na asfalt. Rozciąganie, gimnastyka. Porozmawialiśmy chwilę z Izą i Krzyśkiem (podobno robię ostatnio niezłe wyniki), przywitałem się z Agnieszką, która goniła by wesprzeć masażowo Justynę i ruszyłem na trzy żwawe przebieżki.
Idąc w stronę biura zawodów zaczepił mnie Rafał, którego dwa tygodnie temu na zadyszce pytałem czy to on zamówił słońce.
Parę zdań z dziewczynami i ruszyliśmy w stronę startu. Tablicę z napisem "Czas poniżej 22 min" zostawiłem za plecami. Wymyśliłem jeszcze strategię. Ruszamy i po 50 m skręcamy w lewo do mety. Po co robić 5 km?
Start przeciągnął się o 5 minut, na szczęście nie czułem chłodu. Po usłyszeniu magicznej dla mnie komendy "Gotów? Start!" pomknęliśmy. 3:57. Za szybko! Zwalniam, ale nadal gnamy. 4:05. Za szybko. Wreszcie las, tam będzie wolniej. Nogi bolą, ale znośnie. Wreszcie tablica z 1 km. 4:08. Cholera! Szybko! Ale będzie niewielka rezerwa gdy osłabnę. Kolejne kilometry męczące, nie lubię biegać po miękkim, asfalt jest jednak szybszy. Ale staram się nie odpuszczać. 2 km w 4:11. Pamiętam tylko, że pomyślałem krótko. Mam jeszcze 1 sekundę rezerwy. Wyprzedza mnie parę osób, ale zasadniczo to ja wyprzedzam pojedynczych zawodników. Każdemu mówię by nie odpuszczał.
Trzeci kilometr w 4:11. No to ładne tempo na połamanie 21 minut, ale czy zdołam je utrzymać? Klepię się w napis na koszulce i mknę. Dyszę, nogi bolą, ale nie ma dramatu. W marcowym City Trail było gorzej. Czwarty km 4:09. Super! Jest moc, pomógł odcinek na ścieżce rowerowej, na którym średnie tempo odcinka miałem poniżej 4:00. Krótko za tablicą z 4 km doganiam chłopaka. Klepię go i mówię żeby nie odpuszczał. Odpowiada, że chciał odpocząć. Ja mu na to, że odpoczywać mógł 5 km temu teraz ma boleć. Zabrał się ze mną i cisnął. Ja też.
To już tylko 800 m, 500 m, wreszcie asfalt. Przyspieszamy, wyprzedzamy. Pokrzykuję na innych by nie odpuszczali. Nie mam siły, przed nami zakręt w prawo i niecałe 100 m po trawie do mety. Mam dość ale wówczas zerkam na zegar. Sporo czasu do 21 minut. Cisnę, mocniej, mocniej. Na końcówce wyprzedzam parę osób. Na ostatnich metrach zegarek wychwycił tempo 2:53 min/km.
Meta.
Stop.
Boli.
Oddech szaleje.
Serce tłucze.
Jest życiówka!
I to taka, o jakiej bym nie śnił w najbardziej zuchwałym śnie!
Cholera! Zrobiliśmy to! Oficjalny czas 20:22!
My!
Jak złapałem oddech i wypiłem nieco wody ruszyłem w stronę mety. Upatrzyłem sobie ostatni zakręt - zejście z asfaltu na trawę i tam zdzierałem gardło dopingując tych, którzy mieli już dość. A dość miała większość. Nakrzyczałem zatem na Izę, Justynę, Kasię, Jolę, Madzię, Krzyśka, Piotra i całą rzeszę zawodników i zawodniczek. Część z nich zrywała się do ostatniego ataku i gnała co sił do mety. A jeszcze chwilę wcześniej wyglądali jakby nie byli w stanie postawić następnego kroku, jakby do mety podążali siłą inercji.
Gdy Madzia dotarła na metę ruszyłem w jej stronę. Wziąłem jeszcze jedną wodę, opakowanie wafli kukurydzianych. Ciastka odpuściłem. Porozmawialiśmy chwilę z Kasią. Justyna po dotarciu na metę dzielnie realizowała się w namiocie masując i udzielając porady. I tu podziękowania dla Zuzi i Agnieszki, którym chciało się dotrzeć z odsieczą.
Nagoniliśmy jej paru pacjentów, rozdaliśmy parę wizytówek uświadamiając, że zanim pójdzie się do ortopedy warto zacząć od biegającego fizjoterapeuty.
Pierwszy bieg za nami. Rekordowy. Ja urwałem aż 40 sekund! Madzia 25.
Mamy tę moc!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Dziś będzie w nieco cięższym klimacie. In memoriam. Weronika, moja córka. Rocznik 2008. Gdy miała 2 lata i 5 miesięcy wylądowała na Oddzia...
-
Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...
-
16 Poznań Maraton. Minęły niemal 34 godziny od startu i 30,5 od zakończenia. I nadal mam pustkę w głowie. To pierwszy raz gdy nie wiem co n...
3 razy Śnieżka
Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...
Wspaniale wspaniale :)
OdpowiedzUsuńPiękny czas! Już na następnym oddam oznaczanie komuś innemu i pościgamy się :) Skończyłem na 32 kilometrach biegowych i 4 kilometrach rowerem :)
No! Niezły wynik! Kosmiczny!
UsuńA z tym ściganiem to nie mam szans. Za wolny jestem :) Choć nie powiem, 20:22 robi na mnie wrażenie i zdecydowanie bardziej przybliżyło realizację marzenia pt. 19:xx