30 sierpnia 2015

Ile kilometrów ma ten maraton?

To jedno z tych zdań, które zajmują wysokie pozycje na liście irytujących pytań. Ile kilometrów  ma ten maraton. Używając terminologii rodem z sali sądowej należy napisać, że doświadczenie życiowe sugeruje, iż nie jest ono pozbawione sensu.

Przynajmniej w Bydgoszczy.

Lista bydgoskich wpadek z długością tras na zawodach robi się imponująca.
2013 rok. Półmaraton bydgoski i towarzyszący mu Bieg na piątkę. Na trasie okazało się, że 5=6
2015 rok. Bieg nocny 10=9,2
2015 rok. (mimo całej mojej sympatii dla nich napiszę) City Trail onTour 5=4,75
i dziś. Zadyszka bydgoska. 10=(w zależności od pomylenia trasy) 10=8,3; 8,74; 10

Pozostaje dziękować, że nikt w Bydgoszczy nie rzuca się na organizowanie maratonu.

Nic, trzeba napisać trochę o występie na zadyszce.


Założenie miało być proste. Biegnę na maksa licząc, że 6 września na półmaratonie w Pile przyjdzie do mnie superkompensacja. W jaki czas celowałem? Okolice 45 minut, co przy terenowej trasie, z dość długim jak na nasze okolice podbiegiem byłoby wyzwaniem.

Miniony tydzień nie odpuściłem treningów. Biegałem ostro. Wtorek siła biegowa (skip A, defilada, wieloskok i przebieżka - 10 powtórzeń) 14,3 km, czwartek WB2 14 km plus 3M - razem 20,1 km, sobota z wieczora 11,6 km w tym 5 przebieżek. Do tego gimnastyka siłowa w poniedziałek, środę, czwartek, piątek. Już czwartkowe WB2 bolało, sobotnie wybieganie też. Wiedziałem, że w zadyszce wystartuję z bólem nóg. Do tego wszystkiego w niedzielę chciałem nabiegać 14 km by zamknąć sierpień rekordowym wynikiem 300 km.

Do Bydgoszczy ruszyliśmy we troje. Magda, Ewa i ja. Trzeba było zameldować się najdalej o 10, bo tylko do tej godziny wydawano pakiety startowe (torba, pas na numer startowy, chusty typu buff doślą, bo utknęły w urzędzie celnym). Po wizycie w biurze szybki wyskok na małe zakupy w Focusie i ruszyliśmy do Myślęcinka. Po zaparkowaniu trzeba było się przebrać, a tu słychać głośne Czeeeść. Równo z nami dotarła Justyna. Wyszło na to, że na widok fizjoterapeutki zawsze zdejmuję spodnie, bez najmniejszego szemrania. Obojętne czy w gabinecie czy na parkingu. Obojętnie czy jestem sam, czy z żoną.

Podreptaliśmy na polanę Różopole. Gadu gadu, pierdu pierdu. Tuż przed polaną uruchomiłem zegarek i potruchtałem. Tak jak myślałem. Nogi bolą. Po 2 km truchtu rozciąganie, trochę gimnastyki, skłonów, kręceń i strzeliłem trzy przebieżki. W międzyczasie chwilę porozmawiałem z Karoliną, stwierdziła, że tak szybko nie będzie biegła.

Poszedłem na start, rozejrzałem się kto stoi i na jak szybkiego wygląda. Stwierdziłem, że pcham się do przodu. Ruszyliśmy o 12:02 i szybko stwierdziłem, że mogłem stanąć jeszcze bardziej z przodu. Pierwsze 300 m tłoczne, sporo wolniejszych biegaczy. Musiałem kombinować by ich wyprzedzić. Trudno. Ratowało to, że trasa bez atestu, więc nie walczyłem o życiówkę.
1 km w 4:31, 2 km 4:32. Po drodze wyprzedzam kibica, który liczy. Jestem 50. Zaczyna się podbieg, czyli to co lubię, bo można się sprawdzić. Jak zwykle skracam krok i zwiększam kadencję i wyprzedzam. Tempo spadło do 5:20. Wyprzedzam. Jednego, drugiego, trzeciego...  Nieźle. Łykam kolejne osoby. Wypłaszczenie, przyspieszam. Zaczyna się zbieg a ja gonię coraz szybciej i dalej wyprzedzam.
fot. facebook.com/BydgoscyBiegacze

4 km w 4:24, 5 km dalej lekko z górki i 4:16. Wreszcie punkt z wodą. Chwytam kubek z obawą czy się nie obleję. Mało wody, pewnie 1/3. Dwa łyki, wylewam resztę na kark. Owa reszta to pewnie 20 ml. Gonię. 6 km w 4:25 więc jest nieźle, a ja przecież nie lubię biegać w terenie, bo nie jest zbyt szybko.

Patrzę pod nogi. Dobiegamy do krzyżówki. Gdzie biec? Nie ma oznaczenia! Chcę prosto, ktoś za mną krzyczy, że w prawo. No to skręcam. Po kilkuset metrach kolejna krzyżówka, oznaczona. Skręcamy w lewo. Na krzyżówce stoi rowerzysta i mówi, że jeszcze 2 km. Krzyczymy, że trzy i niech sobie nie żartuje. Po lewej stronie pojawia się tablica, na niej wielka cyfra 8. Jak to ósmy kilometr?? Biegnę dalej i wiele się nie zastanawiam. 7 km w 4:34.

Nagle w niewielkiej odległości widzę jadące samochody. Dobiegłem do Hippicznej? Kurde! O chodzi? Znajduję drogę w lewo, skręcam. Krzyczę do ludzi za mną, że pomyliłem trasę. Zatrzymałem się na chwilę, rozejrzałem. Ni cholery nie wiem gdzie jestem. Biegnę przed siebie, ale już bez zacięcia. W dupę.

8 km w 4:54. Kompletnie nie mam motywacji do ścigania.

Mijam z lewej kort tenisowy, dobiegam do drogi wysypanej kamykiem. Znów nie wiem gdzie biec. Prawo? Lewo? Daleko z lewej widzę zawodników, ktoś krzyczy, że tutaj. Odpuszczam i biegnę w prawo. Droga idzie po łuku w lewo, wbiegam na jakąś polanę, widzę rozciągniętą w kilku miejscach taśmę więc ruszam w tym kierunku. Nawet nie chce mi się ścigać z zawodnikiem, który akurat mnie wyprzedził.

fot. facebook.com/BydgoscyBiegacze
Wbiegamy w las, słychać metę. Asia z runspace.pl mówi, że otwieramy trzecią dziesiątkę. I co z tego?

Meta, medal, zatrzymałem zegarek na 39:55. Oficjalny czas netto 40:01. Niezły czas na dychę, która miała 8:74 km.

Biorę izotonik, oddaję chip i ruszam na przeciw Madzi. Muszę też dozbierać brakujące kilometry. Mijanym zawodnikom mówię, że trasa ma 8,7 km, że do mety 200, po chwili 300, 400 m. Najlepiej reagują ci zatkani słuchawkami. Wyjmują, patrzą jakby czekali na powtórkę. Ich problem.

Dobiegam do Madzi, zawracamy. Pyta o wodę. Okazuje się, że na 5 kilometrze wody już nie było. Izotonika nie chce, więc musi się przemęczyć ostatnie 2 km. Jak mogło zabraknąć wody?! Żar lał się z nieba, było 27 stopni. Ja wiem, że to tylko 10 km, ale Ci, którzy walczyli dłużej niż 40 minut tej wody potrzebowali jak nikt!

Truchtamy, dla mnie jest za wolno, więc wciąż odskakuję od Madzi i co jakiś czas maszeruję. Jakoś ciężko i się biegnie, ale w głowie myśl, że trzeba dorobić kilometry.
Wreszcie jest! Znalazłem 9 km! No to teraz brak mi tylko 7. Przy okazji fotografuję oznaczenie trasy. Zafundowano nam bieg na orientację, tylko zapomniano rozdać map.
9 znalazłem, 7 nie zdołałem

Wreszcie  meta. Rozmawiamy. Większości ludzi brakowało 1,3-1,7 km. Magda i Ewa załapały się na pełne 10. Chyba kogoś postawili na trasie i kierował ruchem. Ale biegnąć z Madzią, wolno, więc był czas się rozglądać, kilka razy zastanawiałem się którędy biec.
Bądź tu mądra i zgadnij gdzie biec

Organizator tłumaczył się zerwanymi taśmami. Dla mnie to żadne tłumaczenie. Obstawiam, że w newralgicznych miejscach tych taśm w ogóle nie było, a wstawiono pachołki drogowe. Poza kilkoma miejscami po jednym i nie dało się domyślić którędy biec.

W sumie trasa prawie fajna. Podobał mi się podbieg i stwierdzam, że przydałby się podobny w drugiej części trasy.

Na koniec jeszcze jedna refleksja. Istnieje takie pojęcie: okienko węglowodanowe. Niby w ciągu 20 minut po biegu należy coś zjeść. Oczywiście do jedzenia nic nie było. Nie wymagam grochówki, nie wymagam wielkich ciastek. Wystarczyłby mały kawałek drożdżówki. Koszt żaden. Kawałek drożdżówki i woda na mecie, bo dla mnie (i wielu osób) izotonik to paskudztwo. Wypiłem go z trudem.

No to ponowię pytanie. Ile kilometrów ma maraton? W Bydgoszczy może mieć ze 36,8 i nikogo nie powinno to zdziwić, wszak "w stolicy polskiej lekkiej atletyki" wszystko jest możliwe.

7 komentarzy:

  1. To już jest kabaret. Jeszcze pamiętam niesmak po Biegu Nocnym, a tu znowu taka sytuacja.
    Mimo wszystko gratulacje za ukończenie biegu, tym razem o tak dziwnym dystansie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Przedobrzyli i tyle. Na każdym kroku przedobrzyli. Biuro zawodów zakamuflowane, panienki zamiast podzielić się listą uczestników wybrały opcję jedna grzebie w liście, druga w kartach, trzecia w pakietach. Ale cóż... Koleżanka rzuciła dziś hasło "A może my zorganizujemy jakiś bieg? W niejednym startowaliśmy, wiemy czego sami byśmy oczekiwali, poszuka się sponsorów, damy radę."

      Usuń
  2. Samo poszukiwanie biura zawodów też wiązało się z dobrą orientacją w terenie. Dopiero koło godziny 10:00 pojawili się jacyś wolontariusze, którzy nie do końca byli sami poinformowani. Widzę, że załapałem się na zdjęciu na polanie (jestem za Tobą). ;) Ciekawie było gdy nagle po prawej stronie, z lasu, zaczęły jakieś osoby wybiegać i przystępowały do wyprzedzania. Takie wyprzedzanie z zaskoczenia. ;) Oczywiście krzyżówki w lesie bez oznaczenia gdzie biec też były bezcenne. ;) Dzięki za poprowadzenie w stronę mety. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Prowadzenie w stronę mety. Jakże się zdziwiłem jak zobaczyłem drogę z samochodami! Myślałem, że to Hippiczna, a z mapy wyszło, że Gdańska! Jedyne na co wpadłem to skręt w lewo w pierwszą napotkaną ścieżkę i krzyknięcie do tyłu, że pomyliłem trasę.
      W tej naiwności dotyczącej Hippicznej wydawało mi się, że mniej więcej wiem gdzie jestem i jak skręcę w lewo i pobiegnę prosto to dotrę w okolice miejsca gdzie startował City Trail. Nic bardziej błędnego.
      To, że dotarliśmy na metę uznaję za kwestię przypadku.

      Usuń
  3. Dobrze, że była pani z megafonem, która nawoływała wszystkich zagubionych. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Tomku
    Podczas biegu zapytałeś mnie czy te słońce to specjanie zamówiłem, ja Ci odpowiedziałem, ze tak specjalnie dla Ciebie. Trasa biegu piękna lubie takie leśne dukty i podbiegi. Szkoda tylko że organizator zaniedbał podstawowe zasady. Tak na marginesie mamy trochę wspólnego oprócz miłości do biegania ja równiez jestem żołnierzem rezerwy, w stopniu chor. Obecnie od 4 lat mieszkam pracuję i biegam oczywiście w Bydgoszczy wcześniej malownicza, górska Jelenia Góra. Mam nadzieję że kiedys pobiegamy razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Wszędzie sami rezerwiści :) Ja to taki kiepski, po SPR, ale w Klubie Żołnierzy Rezerwy trochę się kiedyś udzielałem.
      Pozdrawiam

      Usuń

3 razy Śnieżka

Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...