07 października 2015

Jeszcze chwilę

Gdy zaczynam pisać ten post do maratonu pozostały 3 dni 11 godzin 46 minut.
A niedawno wrzucałem takie zdjęcie

A trochę wcześniej tych dni było 100.

Przede mną ostatni, jutrzejszy trening. Uzbrojenie zakupione. Na front wezmę 4 żele PowerGel o smaku truskawkowo-bananowym (wciągam je, bo mają dodatek sodu), dwa shoty magnezowe i pół litra wody. I telefon by przed startem zagrzać się do boju piosenką Mam tę moc.

Do ostatniej chwili będę sprawdzał prognozę pogody. Teoretycznie ma być 8 stopni i wiatr, a to znaczy, że najpewniej założę krótkie spodenki, cienką bluzę z długim rękawem, na to koszulkę ze zdjęciem i ewentualnie cienką wiatrówkę, którą dziś zakupiłem. Plusem wiatrówki jest to, że można ją wcisnąć do wywróconej na lewą stronę kieszonki i specjalnym uchwytem założyć na dłoń albo pas. Idealna opcja, bo nie będzie machać między nogami.

Co za mną? 12 tygodni przygotowań według planu Skarżyńskiego. Nie licząc jutra 43 dni treningowe, przebiegnięte 666,3 km, 9 startów (dwa treningowe u Rysia Kałaczyńskiego), 2 życiówki (1:37:57 w półmaratonie i 20:22 na przełajowych 5 km). I parę wizyt na masażach, które ustawiały mnie do pionu (choć jak przypomnę sobie zabawę moimi powięziami to chcę o tym szybko zapomnieć).

Jutro dołożę 12 km i pozostanie mi czekanie by w niedzielny poranek stanąć i mieć przed sobą 42.195 metrów.

Czy się stresuję? Nie. Już nie i póki co nie. Półtora tygodnia temu owszem, czułem ciśnienie, wahania nastroju, powracające pytania o to czy dam radę, a później, 27 września był maraton w Warszawie i Maciej wybiegał tam 3:28:15. Czas dokładnie taki jaki mi się marzy. Czas, który pierwotnie wynosił 3:28:28, ale został zweryfikowany i poprawiony na tę magiczną kombinację cyfr. Data pisana po amerykańsku. 3 jak marzec, 28 jak 28 i 15 jak 2015.
Wiem, że nie pobiegnę sam i dlatego przestałem się bać.

Od półtora tygodnia czuję spokój i nie zastanawiam się co będzie jeśli nie nabiegam minimum, które wynosi 3:29:59.

No! Moja Żmijo Zygzakowata! Księżniczko Bloom! Staniemy na starcie i dotrzemy na metę. W optymalnym czasie.

Mamy tę moc.

2 komentarze:

  1. Powodzenia i do zobaczenia na trasie! Też skończyłem 12-tygodniowy plan treningowy (inny) - będzie atak na kolejną życiówkę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

3 razy Śnieżka

Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...