Pusto tam bez City Trail. Spokojnie, nic dziwnego, do kolejnego biegu zostały dwa tygodnie, ja pojawię się tam dopiero w styczniu.
Wbiegliśmy na kawałek citowej trasy, później prosto kolejnym kawałkiem trasy z letniej edycji onTour. Zakręt w prawo, lekko pod górkę, piach. Latem trasa odbijała w lewo, a ja zarządziłem bieg prosto. Prosto w rozumieniu kierunku, bo płasko tam nie było. Brnęliśmy pod górę. Już po kawałku wypatrzyłem nieco błota więc z lubością wpadłem w nie butami. Lekki uślizg, ale bez dramatu, do utraty równowagi było daleko. Wygląda na to, że to cholernie dobre buty.
Podbieg się skończył, poczekałem chwilę na Justynę i w międzyczasie się rozejrzałem. Skręciliśmy w lewo, w wąską ścieżkę, jak się okazało tor do ostrej jazdy rowerowej. Po kawałku pojawiły się zakręty więc przyspieszyłem nie zastanawiając się nawet co na to buty, a one... były nieco luźne na nodze. Niestety 44 2/3 to o 1/3 za dużo, ale 44 1/3 nie produkują. Spróbuję włożyć dodatkową wkładkę i zobaczę jak będzie.
Po kilku zakrętach zaczął się ostry zbieg i znów zapomniałem o rozsądku, a powinienem, bo kto wie co zafundują buty. Pod stopami ślisko. Miejscami liście, sporo bardzo mokrej ziemi, gdzieniegdzie błoto. Cytując Jacka Kaczmarskiego "To moja droga z piekła do piekła, w dół na złamanie karku gnam..." (Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego), z tą różnicą, że trzeba wyrzucić kolejny wers "nic mnie nie trzyma nic nie prześwietla" bo buty trzymają mocno.
Nagle 5 metrów przede mną hopka. Ktoś usypał wyskok,. Nic przebiegnę. 2 metry. O cholera! Za nią spory, pionowy spad, dobry metr. Ostre hamowanie, drobne kroki, drobniejsze. Nogi dają radę. Buty... Buty idealnie. Biegnę bokiem, przyspieszam, na zakrętach wyskakuję na zewnętrzny nasyp. Nic, żadnego uślizgu.
Prędkości może nie są szalone, ale nigdy nie robiłem takich zbiegów. Przeciętni górscy ultrasi zrobiliby to ze dwa razy szybciej. Znów liście, znów hopki, ale mniejsze. Przebiegam przez nie z przyjemnością. Mijam duży wyskok ustawiony na sporym spadzie pokrytym liśćmi. Wolniej, ale pewnie. Liście mokre, sporo ich a buty idealnie trzymają. Dobiegam do leżącego drzewa i wskakuję na nie. Bieżnik sprawuje się idealnie.
Justyna za mną, biegnie ostrożnie. Czekam. Mówi, że się ślizga. Cholera, przecież salomony speedcross 3 mają bardzo agresywny bieżnik, ostry jak brzytwa. Zaczynam się cieszyć że te buty nie przypadły mi do gustu. Kończymy długi, łagodny zbieg, znów po liściach. I znów Justyna narzeka, że ślisko.
Skręcamy w lewo, przed nami dość długi, w miarę płaski kawałek i po chwili zaczynamy drugie okrążenie. Później trzecie, na którym podkusiło mnie puszczenie nóg luźniej. Oj jak było szybko, za szybko jak dla mnie. Nie wyrabiam zakrętu, zbaczam ze ścieżki, zaczyna się ostre hamowanie by nie wpaść na drzewo. Pod nogami liście, pod nimi trawa. I nic strasznego się nie dzieje. Buty dały radę. Jak zimowe opony w reklamie. Czy to zasługa gumy dostarczonej przez continental?
Zanim zakończyliśmy trzecie kółko wypatrzyłem spory podbieg. Pytam Justynę czy jest zmęczona. Oznajmia, że niezbyt to pokazując na górkę pytam krótko "Widzisz? Wbiegamy!" Im dalej tym gorzej. Stromo, bardzo stromo, liście, na bokach mokra, lekko błotnista ziemia. Na górze łapię oddech i zbiegam. Na dole czekam na Justynę i znów na górę. Na drugim zbiegu staram się puścić nogi. W pewnym momencie jest tak szybko, że zaczynam się bać. Głowa skacze, oczy latają jak głupie, coraz trudniej wypatrzyć co przede mną więc zwalniam.
Kończymy ostrzejsze bieganie i luźno truchtamy do samochodu.
U tej Pani naprawia się zepsute nogi. Inne części ciała też. |
Za wyjątkiem luzów (odczuwalnych właściwie tylko na zakrętach) buty sprawują się świetnie. Pod stopami miękko - pianka boost to dobry wynalazek. Nic nie boli, amortyzacja fajna. Bieżnik chwilami łapie sporo błota, ale co ciekawe nie ma problemu z przyczepnością.
Ciekawe jak będzie na wilgotnych kamieniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz