Dziś wywód w stylu Barejowskiego "Podróż pociągiem skraca czas podróży koleją".
Bieganie jest wielowymiarowe. A może ma wiele rozmiarów albo odległości? Jakkolwiek bym to określił wiem o nim kilka rzeczy, o jednej z nich dziś napiszę.
Chodzi w sieci taki obrazek
19 lipca 2016
15 lipca 2016
Półmaratoński TriCity Trail
Wejherowo, tydzień po szaleństwach w Karkonoszach. Pomysł pojawił się jeszcze w czerwcu, zacząłem od pytania czy da radę przenocować na sali dwoje niebiegaczy. Miało dać, więc nas zapisałem.
W Wejherowie trochę błądziliśmy bo podany adres wg map googla był w innym miejscu. W końcu jednak trafiliśmy. Pakiety odebraliśmy sprawnie i poszliśmy na jedzenie. Tym razem google pomógł i trafiliśmy do jadłodajni, która serwowała m.in. makaron. Madzia zjadła z sosem bolońskim, ja wziąłem dwie porcje ze szpinakiem. Po jedzeniu szybkie poszukiwania bankomatu i spotkanie z Justyną i Kasią, które też wybrały się na półmaraton.
Wieczorem zlądowaliśmy na sali gimnastycznej, przy okazji rozmawiając chwilę z ekipą z City Trail. Posłuchałem jeszcze odprawy ultrasów bardziej po to by zaklepać jeden z kilku materacy niż po to by dowiedzieć się szczegółów. Po odprawie Justyna z ekipy organizatora zapytała mnie czy biegnę ultra, gdy dowiedziała się, że nie stwierdziła, że już się przeraziła, że w tydzień po karkonoskim rzucam się na 80 km.
Nocleg na sali to dla nas nowość. Sporo ludzi, w tym ultrasi, którzy wstawać powinni w okolicach 3 w nocy. Byłem bardzo ciekaw jak prześpimy i jak niewyspani rano będziemy.
Obudziłem się gdy ultrasi wychodzili, ale też szybko zasnąłem i rano byłem całkiem nieźle wyspany. Śniadanie na materacu, szybkie ogarnięcie bajzlu i spakowaliśmy się do samochodu. Planowaliśmy wracać zaraz po zakończeniu zawodów więc nie było sensu iść na linię startu.
W Wejherowie trochę błądziliśmy bo podany adres wg map googla był w innym miejscu. W końcu jednak trafiliśmy. Pakiety odebraliśmy sprawnie i poszliśmy na jedzenie. Tym razem google pomógł i trafiliśmy do jadłodajni, która serwowała m.in. makaron. Madzia zjadła z sosem bolońskim, ja wziąłem dwie porcje ze szpinakiem. Po jedzeniu szybkie poszukiwania bankomatu i spotkanie z Justyną i Kasią, które też wybrały się na półmaraton.
Wieczorem zlądowaliśmy na sali gimnastycznej, przy okazji rozmawiając chwilę z ekipą z City Trail. Posłuchałem jeszcze odprawy ultrasów bardziej po to by zaklepać jeden z kilku materacy niż po to by dowiedzieć się szczegółów. Po odprawie Justyna z ekipy organizatora zapytała mnie czy biegnę ultra, gdy dowiedziała się, że nie stwierdziła, że już się przeraziła, że w tydzień po karkonoskim rzucam się na 80 km.
Nocleg na sali to dla nas nowość. Sporo ludzi, w tym ultrasi, którzy wstawać powinni w okolicach 3 w nocy. Byłem bardzo ciekaw jak prześpimy i jak niewyspani rano będziemy.
Obudziłem się gdy ultrasi wychodzili, ale też szybko zasnąłem i rano byłem całkiem nieźle wyspany. Śniadanie na materacu, szybkie ogarnięcie bajzlu i spakowaliśmy się do samochodu. Planowaliśmy wracać zaraz po zakończeniu zawodów więc nie było sensu iść na linię startu.
06 lipca 2016
Zmieścić się w limicie
Sobotni Maraton Karkonoski przeczołgał mnie na ostatnich 6 km. Śmieszne. 40 km pokonałem bez trudu, a ostatnie 6 było mordęgą nie z tej ziemi. Co gorsza mordęga pojawiła się znikąd, przyszła nagle, niespodziewanie i dobiła fizycznie oraz psychicznie.
05 lipca 2016
No proszę. Karkonosze
Maraton Karkonoski mignął mi w sieci rok temu w sierpniu. Jakoś mi się ubzdurało, że przebiegał przez Szrenicę i Śnieżkę. No to super bo to pierwsza i ostatnia góra zdobyta przez Weronikę. We wrześniu zapytałem czy będzie kolejna edycja. Miała być więc pozostało mi czekać cierpliwie na zapisy.
Jak się doczekałem to od razu opłaciłem maraton. I nic to, że wiódł ze Szklarskiej na Śnieżkę a o Szrenicę nie haczył.
Jakiś czas później doszliśmy z Madzią do wniosku, że nie wyprawiamy imprezy z okazji 10 rocznicy ślubu tylko przehulamy pieniądze w Karkonoszach. Madzia postanowiła spróbować sił w półmaratonie.
Jak się doczekałem to od razu opłaciłem maraton. I nic to, że wiódł ze Szklarskiej na Śnieżkę a o Szrenicę nie haczył.
Jakiś czas później doszliśmy z Madzią do wniosku, że nie wyprawiamy imprezy z okazji 10 rocznicy ślubu tylko przehulamy pieniądze w Karkonoszach. Madzia postanowiła spróbować sił w półmaratonie.
04 lipca 2016
20 stopni do życiówki
Półmaraton w Unisławiu jest dla mnie (podobnie jak dla Kasjera) kultowy. Płasko, płasko, na 10 km ostro w dół, od 11 km niby płasko, ale trasa jakoś się wznosi by na deser strzelić ostrym podbiegiem. Startowałem tam dwa razy, w tym roku odpuściłem połówkę i wybrałem się na towarzyszącą półmaratonowi dyszkę. Powód był banalny, nie chciałem się zarżnąć przed czekającymi mnie za tydzień Maratonem i Półmaratonem Karkonoskim.
Pojechaliśmy. Dzień przed na profilu grupy Run Bydgoszcz Natalia rzuciła hasło, że ma wolne 4 miejsca w samochodzie. Odpowiedziałem, że u nas są dwa i tak od słowa do słowa dogadaliśmy się, że jedzie z nami. Do kompletu dołączył jeszcze Dawid. Droga niemal bez historii nie licząc biegowych pogaduszek i przejechania przez Unisław. Gdzieś mi umknęły okolice startu, ale spoko, zdołaliśmy je znaleźć a przy okazji zobaczyć trasę od 8 kilometra.
Od długiego czasu miałem ochotę powalczyć o życiówkę. W sumie obecne 42:44 jest niczego sobie, ale takie 42:30 byłoby ładniejsze, w końcu życiówka to życiówka. Ochota ochotą a temperatura temperaturą. Grzało jak skurczybyk, o godzinie 9 unisławski termometr pokazywał 29 stopni.
Staliśmy przed stalą gimnastyczną i gadaliśmy. Asia, Tomek, Grzesiu... co chwila ktoś się pojawiał. Okazuje się, że z biegowego światka znamy sporo ludzi, sporo zna nas (choć nie zawsze my ich kojarzymy). Sympatycznie.
Pojechaliśmy. Dzień przed na profilu grupy Run Bydgoszcz Natalia rzuciła hasło, że ma wolne 4 miejsca w samochodzie. Odpowiedziałem, że u nas są dwa i tak od słowa do słowa dogadaliśmy się, że jedzie z nami. Do kompletu dołączył jeszcze Dawid. Droga niemal bez historii nie licząc biegowych pogaduszek i przejechania przez Unisław. Gdzieś mi umknęły okolice startu, ale spoko, zdołaliśmy je znaleźć a przy okazji zobaczyć trasę od 8 kilometra.
Od długiego czasu miałem ochotę powalczyć o życiówkę. W sumie obecne 42:44 jest niczego sobie, ale takie 42:30 byłoby ładniejsze, w końcu życiówka to życiówka. Ochota ochotą a temperatura temperaturą. Grzało jak skurczybyk, o godzinie 9 unisławski termometr pokazywał 29 stopni.
Staliśmy przed stalą gimnastyczną i gadaliśmy. Asia, Tomek, Grzesiu... co chwila ktoś się pojawiał. Okazuje się, że z biegowego światka znamy sporo ludzi, sporo zna nas (choć nie zawsze my ich kojarzymy). Sympatycznie.
fot. Marek Gesing |
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
Dziś będzie w nieco cięższym klimacie. In memoriam. Weronika, moja córka. Rocznik 2008. Gdy miała 2 lata i 5 miesięcy wylądowała na Oddzia...
-
Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...
-
16 Poznań Maraton. Minęły niemal 34 godziny od startu i 30,5 od zakończenia. I nadal mam pustkę w głowie. To pierwszy raz gdy nie wiem co n...
3 razy Śnieżka
Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...