Do tej pory odbywał się w okresie od jesieni do wiosny. Odbywał się w 10 miastach, w każdym 6 biegów. W tym roku pojawiła się nowość. onTour. Lato, jeden bieg w każdym z miast. Godzina 19. I tradycyjnie biegi dla dzieci.
Ekipa zaczęła od poniedziałku w Łodzi. Oj swędziały mnie nogi by zawlec się do samochodu i ruszyć. To tylko niespełna 3 godziny jazdy. Jakoś nie dogadaliśmy się z Madzią i zostaliśmy w domu. Wieczorem okazało się, że ją też swędziały nogi.
Nic to. 30 lipca bieg w Poznaniu. Tym razem po pracy wsiedliśmy w samochód i pognaliśmy co sił.
W Poznaniu pojawiliśmy się parę minut po godzinie 18. Znaleźliśmy lasek, z którego dobiegał słowotok Piotra Bętkowskiego. Hyc, hyc, dotarliśmy do biura zawodów. Traf chciał, że niezapisanych na bieg obsługiwał król Minionków, w minionkowej koronie. Krzyczał, zapraszał (podobnie po biegu zapraszał na banany "żółte, zielone, czarne"). Królem był Kamil Leśniak.
Zapisaliśmy się, odnaleźliśmy z Anią i ja ruszyłem na małe rozbieganie. Plan treningowy przewidywał 10 km WB2. Ze względu na start było to nierealne. Stwierdziłem, że zrobię ok. 3 km a w czasie zawodów podkręcę intensywność do WB3.
Tuż przed startem planowałem pobiec w okolicy 4:30 min/km. I tak stałem sobie w grupie biegaczy nie czując adrenaliny. Ot. 4:30, co na mecie dawałoby 22:30 (ze dwa lata temu 4:30 to byłby niezły wyczyn).
Z linii startu biegnie słynny słowotok Piotra. Obwieszcza, że od jesieni nazwa cyklu nieco się rozbuduje. Widać stworzyli niezłą markę skoro zyskali takiego sponsora. Słowotok, słowotok, wreszcie ulubiona komenda Wierki: "Gotów. Start."
fot. City Trail |
Zaczął się czwarty km, ja przyciskam. Po lewej stronie widać metę, ale jeszcze za wcześnie na nią. Trasa biegnie prosto, później skręci w lewo. Już boli.
fot. szaszner.com |
fot. Tomasz Staturski |
Na szczycie okazuje się, że za górką zaczyna się zbieg. Wypadałoby puścić luźno nogi i pognać co sił, ale znów wąsko, a przede mną ludzie. Tu nie będę ryzykował wyprzedzania.
Wracamy do lasu, tuż przed wbiegnięciem jedna góreczka. 2 m w przód, 1 m w górę. Zegarek obwieszcza 4 km. Czas 4:03. Las. Zakręt w lewo. Cisnę, ale nie kontroluję czasu. Ktoś słysząc mój oddech pokrzykuje, że jeszcze kawałek. Biegnę. Wiem, że wkrótce trzeba będzie przyspieszyć, ale kiedy zobaczę metę by mnie zmobilizowała do większego wysiłku? Poznaję ostatnią prostą. Biegniemy w przeciwnym kierunku niż zaczynaliśmy. Kałuża, mijam ją lewą stroną. Przyspieszam, ale do maksa trochę mi brakuje. Kawałek przed metą brzęczy zegarek. Jeszcze 50 metrów i stop. 21:07. Kurcze. Tylko 5 sekund wolniej od citytrailowej życiówki. Gdybym przypilnował czasu na ostatnim kilometrze, ale nie chciało mi się liczyć jaki wynik jest możliwy do zrobienia.
Dyszę w najlepsze, zatrzymuję się, ktoś zakłada mi medal, pyta czy będę w Bydgoszczy. To chyba Tomek z ekipy. Oczywiście, że będę.
endomondo wymyśliło takie puchary |
Przeszedłem się kawałek, pokibicowałem tym, którym do mety zostało 1,5 km. Zdjąłem chip, zjadłem banana (wbrew zachętom Króla Minionków nie znalazłem czarnego) i ruszyłem na metę. 28 minut od startu, ciekawe gdzie jest Madzia. Postałem chwilę, wreszcie ruszyłem jej na przeciw. Jest. 30 m za nią Ania. Widać obie zmęczone. Dołączam do Madzi, poganiam ją. Przyspiesza na ostatnich 40 metrach, wyprzedza jedną dziewczynę. Czas brutto w okolicy 33 minut. Czy będzie życiówka? Okazało się, że nie. Zabrakło jej ok. 30 sekund.
fot. City Trail |
Medal, arbuzy, krótkie pogaduchy. Proszę Justynę o zrobienie zdjęcia i pora myśleć o powrocie.
fot. City Trail |
Właściwie nie jestem głodny, ale może by tak coś zjeść? Mówię sakramentalne "Muszę pomyśleć na co mam ochotę..." Ania reaguje przeciągniętym "Nieeee" (ot stara historia z problemami w wyborze jedzenia). Pizza. Gdzie w Poznaniu mają dobrą pizzę? Nie wiem. Wujek google powie gdzie mają najbliższą i tam ruszyliśmy. Zamówiliśmy największą. Raptem 50 cm średnicy. Kto to zje? My. Wciągnęliśmy całą.
Po wszystkim hop do samochodu, 2 godziny i byliśmy w domu.
Ot taka mała wycieczka, nikt nie wie po co. My też nie.
Pognaliśmy do Poznania jak na randkę z kochanką. Cóż. Wychodzi na to, że City Trail jest jak kochanka, do której gna się gdy tylko można.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz