Jestem straszliwym leniem. Często zdarza mi się, że toczę walkę by wyjść na trening. Mam kilka powodów by odpuścić. Bo zimno, bo późno, bo ciemno, bo błoto, bo jestem zmęczony... Zazwyczaj jednak zbieram się i idę (w najgorszym wypadku ubranie się zajmuje mi 40 minut). Są jednak rzeczy, które stanowią problem, którego przeskoczyć nie potrafiłem.
Jednym jest rozciąganie (jestem świadom, że muszę, ale od dobrego roku robię to rzadko), drugim są ćwiczenia wzmacniające. Walczyłem z nimi, kombinowałem, ale zapału starczało na kilka razy.
W tym roku w Nakle trafiła się okazja dołączyć do grupy biegaczy zrzeszonych wokół Nakielskiego Klubu Biegacza. Zajęcia odbywają się we wtorki i piątki, pieczę nad zawodnikami sprawuje Marcin - trener LUKS Start Nakło. Zajęło mi chwilę by do nich dołączyć, pierwszy raz pojawiłem się 8 listopada.
Dziś napiszę kilka zdań o tym, co wielu z nas zaniedbuje.
03 grudnia 2016
22 listopada 2016
Najpierw żona teraz mąż
"Biegiem przez pola!"
Usłyszałem z przeciwka, powiedziałem cześć i każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Jak na moje przedstartowe standardy było już późno, dobre 15 minut po godzinie 10. Na parkingu w Myślęcinku wypatrzyłem auto oklejone koronami Biegu Trzech Króli. Od razu wpadł mi do głowy pomysł by spłatać małego figla.
Poszliśmy "starą" drogą, z lewej nadal stała jakaś betonowa buda, z prawej latarnia, do której jeszcze 2 lata temu przywiązywano bramę startową. Spojrzałem na nie z sentymentem. Magda zastanawiała się dlaczego biuro zawodów i strefę startu/mety przeniesiono na Różopole.
Moje pierwsze podejście do City Trail 2016/2017. Tegoroczny terminarz jest dla mnie niefortunny. W Bydgoszczy pasują mi tylko dwa biegi. No cóż, sprawa jest prosta. Postaram się odwiedzić Gdańsk (bo trasę w Gdyni już znam), Poznań (biegłem raz, latem, w innej lokalizacji), może Katowice i Łódź (przy okazji odwiedzając rodzinę). Kusi też Lublin, w którym nigdy nie byłem więc byłaby okazja pozwiedzać daleki Wschód. Co z tego wyjdzie? Nie wiem.
Na polanie trochę się przeraziłem. Tłok straszny, z głośników dobiegł słowotok Benka, który straszył, że na bieg zapisało się i opłaciło ponad 900 osób. Bałem się, że nie zdążę dopchać się by odebrać numer i czip, ale na szczęście większość biegaczy już była uzbrojona i poszło bez problemów.
Kolejki do depozytu nie dało się uniknąć, była niczym śpiący wąż wygięty w różne strony. Jak się po chwili okazało jednak się ruszała. Może niezbyt szybko, ale zmierzała do namiotu. I znacznie przyspieszyła, gdy z rolką worków depozytowych w ręku pojawił się Owoc. Jak kto woli Piotrek. Był czas by spakować ciuchy, zawiązać, po chwili przyniósł naklejki, napisał numer startowy i worek można było bardzo sprawnie oddać w depozycie. Normalnie organizacyjny majstersztyk. Oby na innych biegach też tak było.
Godzina 10:44 a ja zaczynam rozgrzewkę. Kompletna porażka, bo przed piątką powinienem zacząć ją dobre 15 minut wcześniej. No nic, stwierdziłem, że pobiegam 10 minut i pójdę na start. Pokręciłem się po polanie niczym kot łażący bez celu.
Usłyszałem z przeciwka, powiedziałem cześć i każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Jak na moje przedstartowe standardy było już późno, dobre 15 minut po godzinie 10. Na parkingu w Myślęcinku wypatrzyłem auto oklejone koronami Biegu Trzech Króli. Od razu wpadł mi do głowy pomysł by spłatać małego figla.
Poszliśmy "starą" drogą, z lewej nadal stała jakaś betonowa buda, z prawej latarnia, do której jeszcze 2 lata temu przywiązywano bramę startową. Spojrzałem na nie z sentymentem. Magda zastanawiała się dlaczego biuro zawodów i strefę startu/mety przeniesiono na Różopole.
Moje pierwsze podejście do City Trail 2016/2017. Tegoroczny terminarz jest dla mnie niefortunny. W Bydgoszczy pasują mi tylko dwa biegi. No cóż, sprawa jest prosta. Postaram się odwiedzić Gdańsk (bo trasę w Gdyni już znam), Poznań (biegłem raz, latem, w innej lokalizacji), może Katowice i Łódź (przy okazji odwiedzając rodzinę). Kusi też Lublin, w którym nigdy nie byłem więc byłaby okazja pozwiedzać daleki Wschód. Co z tego wyjdzie? Nie wiem.
Na polanie trochę się przeraziłem. Tłok straszny, z głośników dobiegł słowotok Benka, który straszył, że na bieg zapisało się i opłaciło ponad 900 osób. Bałem się, że nie zdążę dopchać się by odebrać numer i czip, ale na szczęście większość biegaczy już była uzbrojona i poszło bez problemów.
Kolejki do depozytu nie dało się uniknąć, była niczym śpiący wąż wygięty w różne strony. Jak się po chwili okazało jednak się ruszała. Może niezbyt szybko, ale zmierzała do namiotu. I znacznie przyspieszyła, gdy z rolką worków depozytowych w ręku pojawił się Owoc. Jak kto woli Piotrek. Był czas by spakować ciuchy, zawiązać, po chwili przyniósł naklejki, napisał numer startowy i worek można było bardzo sprawnie oddać w depozycie. Normalnie organizacyjny majstersztyk. Oby na innych biegach też tak było.
Godzina 10:44 a ja zaczynam rozgrzewkę. Kompletna porażka, bo przed piątką powinienem zacząć ją dobre 15 minut wcześniej. No nic, stwierdziłem, że pobiegam 10 minut i pójdę na start. Pokręciłem się po polanie niczym kot łażący bez celu.
15 listopada 2016
Za mundurem biegacze sznurem
Od tego roku wypadam z niepodległościowego biegu w Pigży. Co zrobić, obowiązki służbowe. Cóż w zamian? Zdołałem zapisać nas na Bieg Niepodległości w Bydgoszczy. Zależało mi na tym tym bardziej, że medal z niego tworzył komplet spichlerzy razem z medalami z biegu urodzinowego i przedsiębiorców.
Święto Niepodległości od kilku lat przeżywa renesans. Organizuje się je ze szczególną fetą, mimo, że pora roku nie nastraja optymistycznie. W Bydgoszczy były to pokazy, grupy rekonstrukcyjne, koncerty. Biegaczom przedstartowy czas umilano piosenkami dobiegającymi z pobliskiej sceny.
Za mną był ciężki tydzień. Od dobrych 9 dni zmagałem się z bólem pleców, spięło mi je tak, że miałem problemy ze schylaniem się. Wtorkowe zajęcia na sali i siłowni wcale mi nie pomogły. Potężne zakwasy doprawiłem czwartkowym krosem. W piątek postanowiłem się dobrze bawić i z tego powodu przygotowałem specjalny strój.
Święto Niepodległości od kilku lat przeżywa renesans. Organizuje się je ze szczególną fetą, mimo, że pora roku nie nastraja optymistycznie. W Bydgoszczy były to pokazy, grupy rekonstrukcyjne, koncerty. Biegaczom przedstartowy czas umilano piosenkami dobiegającymi z pobliskiej sceny.
Za mną był ciężki tydzień. Od dobrych 9 dni zmagałem się z bólem pleców, spięło mi je tak, że miałem problemy ze schylaniem się. Wtorkowe zajęcia na sali i siłowni wcale mi nie pomogły. Potężne zakwasy doprawiłem czwartkowym krosem. W piątek postanowiłem się dobrze bawić i z tego powodu przygotowałem specjalny strój.
31 października 2016
Koleżeński Bieg Pamięci Nakło nad Notecią - Paterek - Nakło nad Notecią
Radio Merkury Poznań i Instytut Pamięci Narodowej każdego roku organizują akcję Zapal znicz pamięci. Ideą akcji jest upamiętnienie ofiar jesieni 1939 roku. W tym roku postanowiliśmy przyłączyć się do przedsięwzięcia, jednak z sześciodniowym opóźnieniem, a to dlatego, że 23 października biegliśmy Toruń Marathon. Uczcić biegowo.
Herosi
Biegamy. Wskakujemy w ciuchy, zakładamy buty, zegarki i idziemy. Czasem na trzydzieści minut, czasem na 2 godziny. Bywa, że ruszamy na zawody o różnym dystansie.
Wielu z nas marzy o różnych cudach. O czasie, o dystansie, o miejscu. I częstokroć poświęcamy temu bardzo dużo sił, relacji, czasu.
Z lekcji historii w szkole podstawowej gdzieś w głowie zakodował mi się m.in. Filipides i jego maratońskie posłannictwo oraz 42195 metrów dzisiejszych maratonów. Dzieciaka jakim byłem ta historia zafascynowała. Później przeszła do archiwum pamięci, ale gdzieś siedziała. Nie wiem. Może jako marzenie? A może jako symbol zrobienia czegoś niemożliwego? Nie wiem.
Wielu z nas marzy o różnych cudach. O czasie, o dystansie, o miejscu. I częstokroć poświęcamy temu bardzo dużo sił, relacji, czasu.
Z lekcji historii w szkole podstawowej gdzieś w głowie zakodował mi się m.in. Filipides i jego maratońskie posłannictwo oraz 42195 metrów dzisiejszych maratonów. Dzieciaka jakim byłem ta historia zafascynowała. Później przeszła do archiwum pamięci, ale gdzieś siedziała. Nie wiem. Może jako marzenie? A może jako symbol zrobienia czegoś niemożliwego? Nie wiem.
25 października 2016
Urodzinowy maraton
Tak się idealnie złożyło, że toruński maraton wypadał w dniu czterdziestych urodzin więc nie omieszkałem zapisać się na niego w pierwszym terminie, zwłaszcza, że opłata wynosiła wówczas raptem 40 zł. Później, na expo przed Orlenem okazało się, że organizatorzy zrobili promocję i obowiązującą w kwietniu opłatę zmniejszyli z 90 na 60 złotych zatem zapisałem Madzię, do tego w ramach podziękowań Justynę i Ankę. Żartowałem, że wspólny bieg będzie moją imprezą urodzinową.
Im bliżej maratonu tym więcej problemów miała Anka. Dopadła ją kontuzja i udało jej się załatwić przepisanie z maratonu na dychę. Tuż przed startem wyszło, że noga nie odpuści więc zrobiliśmy szybką akcję poszukiwania chętnej na pakiet. Niestety organizator nie przewidywał opcji przepisania pakietów ale cóż. Znalazła się chętna, pakiet został sprzedany.
Przy odbiorze pakietów Justyna była rozczarowana. Stwierdziła, że jest lipa bo są dwa stoiska ze sprzętem i tyle. Zażartowałem, że przywykła do standardów warszawskich, a ona odparła, że ją rozpuściliśmy wielkimi maratonami i oto efekt.
Im bliżej maratonu tym więcej problemów miała Anka. Dopadła ją kontuzja i udało jej się załatwić przepisanie z maratonu na dychę. Tuż przed startem wyszło, że noga nie odpuści więc zrobiliśmy szybką akcję poszukiwania chętnej na pakiet. Niestety organizator nie przewidywał opcji przepisania pakietów ale cóż. Znalazła się chętna, pakiet został sprzedany.
Przy odbiorze pakietów Justyna była rozczarowana. Stwierdziła, że jest lipa bo są dwa stoiska ze sprzętem i tyle. Zażartowałem, że przywykła do standardów warszawskich, a ona odparła, że ją rozpuściliśmy wielkimi maratonami i oto efekt.
17 października 2016
Maratony Weroniki
W wielu (zwłaszcza maratońskich) postach przewija się hasło Maratony Weroniki. Chyba pora napisać o co w tym dokładnie chodzi, zwłaszcza, że realizacja pomysłu przebiega całkiem żwawo.
Biegam od końca lipca 2012 roku. To był czas gdy Weronika była krótko po czymś, co w wypisie nazwano nefrektomią lewostronną. Jeśli nie chce się komuś szukać wyjaśniam. Wycięto jej wówczas lewą nerkę wraz z żyłą i tętnicą nerkową, wszystko z powodu tkwiącej pomiędzy żyłą a tętnicą masą resztkową guza. W trakcie pierwszej operacji - resekcji guza pierwotnego (a było to we wrześniu 2011 roku) usunięto tylko nadnercze. Jako, że po zakończonym leczeniu lekarze postanowili zminimalizować ryzyko wznowy neuroblastoma zapadła decyzja by usunąć masę resztkową, niestety z racji jej ulokowania również z nerką. Dziecko, które wówczas powtórnie przecięto na pół już rok później zafascynowało się moim bieganiem. W listopadzie 2013 r. zaczęła biegać ze mną i szybko okazało się, że wpadła w to po uszy.
Biegam od końca lipca 2012 roku. To był czas gdy Weronika była krótko po czymś, co w wypisie nazwano nefrektomią lewostronną. Jeśli nie chce się komuś szukać wyjaśniam. Wycięto jej wówczas lewą nerkę wraz z żyłą i tętnicą nerkową, wszystko z powodu tkwiącej pomiędzy żyłą a tętnicą masą resztkową guza. W trakcie pierwszej operacji - resekcji guza pierwotnego (a było to we wrześniu 2011 roku) usunięto tylko nadnercze. Jako, że po zakończonym leczeniu lekarze postanowili zminimalizować ryzyko wznowy neuroblastoma zapadła decyzja by usunąć masę resztkową, niestety z racji jej ulokowania również z nerką. Dziecko, które wówczas powtórnie przecięto na pół już rok później zafascynowało się moim bieganiem. W listopadzie 2013 r. zaczęła biegać ze mną i szybko okazało się, że wpadła w to po uszy.
12 października 2016
Zagraniczny debiut
Marzy mi się maraton w Berlinie. Może będę miał szczęście i mnie wylosują. Póki co trafił mi się wyjazd do Berlina więc postanowiłem zagrzebać w sieci i sprawdzić czy czegoś tam nie biegają. No i mieli biegać. The Great 10k Berlin. Sprawdziłem co i jak i się zapisałem. Z bajerem, bo za 3 euro była opcja wybrania numeru startowego. No to wybrałem 2708.
02 października 2016
II Bieg Dąbrowskiego
Przeczytałem kiedyś na fejsie takie zdanie "Biegi, które organizuje Aldona są na najwyższym poziomie". Wiem, że robi. Startowałem w Biegu Trzech Króli, Madzia (ja fotografowałem) w Biegu Instalatora. O pierwszej edycji Dąbrowskiego słyszałem wiele dobrego.
Postanowiliśmy pobiec mimo, że termin wypadał 6 dni po Maratonie Warszawskim. Maratońskie bóle minęły, ja przez cały tydzień nie biegałem (choć ze dwa razy próbowałem się zebrać, ale po ciemku nie miałem jakoś ochoty) więc pojawienie się w Zielonce było okazją do rozruszania mięśni.
Postanowiliśmy pobiec mimo, że termin wypadał 6 dni po Maratonie Warszawskim. Maratońskie bóle minęły, ja przez cały tydzień nie biegałem (choć ze dwa razy próbowałem się zebrać, ale po ciemku nie miałem jakoś ochoty) więc pojawienie się w Zielonce było okazją do rozruszania mięśni.
30 września 2016
Dziękuję że mogłem pobiec dla Fundacji Rak'n'Roll
Dziękuję.
Najzwyczajniej w świecie mogłem wpłacić 130 zł i pobiec Maraton Warszawski. Wymyśliłem jednak, że mogę zaangażować kilka (a może kilkanaście) osób i ze zwykłego przebiegnięcia 42195 metrów zrobić coś więcej - zebrać pieniądze na działalność Fundacji Rak'n'Roll. Zapisałem się zatem w ramach akcji #biegamdobrze i poprosiłem Was o wsparcie. To Wasza życzliwość i Wasze wpłaty sprawiły, że mogłem pobiec.
Najzwyczajniej w świecie mogłem wpłacić 130 zł i pobiec Maraton Warszawski. Wymyśliłem jednak, że mogę zaangażować kilka (a może kilkanaście) osób i ze zwykłego przebiegnięcia 42195 metrów zrobić coś więcej - zebrać pieniądze na działalność Fundacji Rak'n'Roll. Zapisałem się zatem w ramach akcji #biegamdobrze i poprosiłem Was o wsparcie. To Wasza życzliwość i Wasze wpłaty sprawiły, że mogłem pobiec.
27 września 2016
Rak'n'Roll maratonie
Start w Maratonie Warszawskim przesądzony był w ubiegłym roku. W grudniu stwierdziłem, że zaryzykuję zbiórkę na rzecz fundacji Rak'n'Roll. Rach, ciach i uzbierałem zakładane 600 zł, później doszło trochę i trochę i dzięki Waszej życzliwości zebrałem 981 złotych (dorzucę brakujące 19 i będzie wyglądać ładnie, znaczy okrągło). W ramach zbiórkowego zobowiązania mam jeszcze przed sobą 4 donacje płytek krwi, póki co drobny zabieg chirurgiczny wykluczył mnie do końca roku.
11 września 2016
Rozpędzająca się lokomotywa
- Nie przeczytałam regulaminu.
Nie wzruszyłem się tym, jechaliśmy dalej. Po trzydziestu kilometrach bardziej wkurzała mnie wlokąca się ciężarówka na nakielskich tablicach. Widać, że cukrownia rozpoczęła kampanię. Na wąskiej drodze nie było szans na wyprzedzanie i miałem wielką nadzieję, że na krzyżówce w Janiej Górze pojedzie prosto.
Pojechała. A my prosto do Lubiewa.
Bieg Szlakiem Trzech Wież nad Borami to impreza, która do 2014 roku rosła w siłę, jednak w ubiegłym nastąpił znaczny spadek frekwencji. Z 242 zawodników w 2014 zrobiło się 123,
w tym zapowiadało się jeszcze mniej. I niestety tak było, na mecie zameldowało się raptem 77 osób. Szkoda, bo jak się przekonałem to bardzo fajna impreza.
Nie wzruszyłem się tym, jechaliśmy dalej. Po trzydziestu kilometrach bardziej wkurzała mnie wlokąca się ciężarówka na nakielskich tablicach. Widać, że cukrownia rozpoczęła kampanię. Na wąskiej drodze nie było szans na wyprzedzanie i miałem wielką nadzieję, że na krzyżówce w Janiej Górze pojedzie prosto.
Pojechała. A my prosto do Lubiewa.
Bieg Szlakiem Trzech Wież nad Borami to impreza, która do 2014 roku rosła w siłę, jednak w ubiegłym nastąpił znaczny spadek frekwencji. Z 242 zawodników w 2014 zrobiło się 123,
w tym zapowiadało się jeszcze mniej. I niestety tak było, na mecie zameldowało się raptem 77 osób. Szkoda, bo jak się przekonałem to bardzo fajna impreza.
07 września 2016
Wąbrzeska dycha
Wąbrzeźno kojarzy mi się z audycja Śledztwo prowadzą słuchacze emitowanym w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku na antenie Radia PiK w Bydgoszczy. Jedną ze słuchaczek, które często dzwoniły była pani z Wąbrzeźna. Jakoś tak daleko umiejscawiałem wówczas to miasteczko.
W toku przedmaratońskich testów wymyśliłem start na 10 km, wybór padł właśnie na Wąbrzeźno. Bez problemu namówiłem Madzię, nieco dłużej zeszło mi z Justyną, ale też zdecydowała się na start. Jakiś tydzień przed wyjazdem odezwał się Grzesiu i zapytał czy znajdzie się dla niego miejsce w samochodzie. Dla kogo jak kogo, ale dla Grzesia musiało się znaleźć.
W toku przedmaratońskich testów wymyśliłem start na 10 km, wybór padł właśnie na Wąbrzeźno. Bez problemu namówiłem Madzię, nieco dłużej zeszło mi z Justyną, ale też zdecydowała się na start. Jakiś tydzień przed wyjazdem odezwał się Grzesiu i zapytał czy znajdzie się dla niego miejsce w samochodzie. Dla kogo jak kogo, ale dla Grzesia musiało się znaleźć.
19 sierpnia 2016
Non omnis...
Znaliśmy się od okolicy 1997 roku, tak jakoś wyszło, to były pierwsze lata jego pracy w nakielskim ogólniaku, uczył moją siostrę fizyki. Przedmiot paskudny, ale Agi nie narzekała, ba, chwaliła sobie jego podejście do uczniów. (później, zdaje się, zdystansował się w relacjach z młodzieżą, ale dalej przekazywał im wszechstronną wiedzę)
W czerwonej koszulce
09 sierpnia 2016
Stojąc przed progiem
22 lipca 2016. Pojechaliśmy na bydgoską odsłonę CityTrail onTour. Tak z sentymentu, bo nie treningowo. Przy okazji mogliśmy sprawdzić jak działają zegarki Suunto, bo dystrybutor dał taką możliwość sześciu osobom.
Pojechaliśmy i ja nie wiedziałem co pobiec. Stałem, marudziłem, nie czułem się na siłach by szybko biegać. Coś mnie ten Maraton Karkonoski mocno zastopował i nawet treningi biegałem ostatnio z trudem.
Pojechaliśmy i ja nie wiedziałem co pobiec. Stałem, marudziłem, nie czułem się na siłach by szybko biegać. Coś mnie ten Maraton Karkonoski mocno zastopował i nawet treningi biegałem ostatnio z trudem.
19 lipca 2016
Bieganie skraca odległość.
Dziś wywód w stylu Barejowskiego "Podróż pociągiem skraca czas podróży koleją".
Bieganie jest wielowymiarowe. A może ma wiele rozmiarów albo odległości? Jakkolwiek bym to określił wiem o nim kilka rzeczy, o jednej z nich dziś napiszę.
Chodzi w sieci taki obrazek
Bieganie jest wielowymiarowe. A może ma wiele rozmiarów albo odległości? Jakkolwiek bym to określił wiem o nim kilka rzeczy, o jednej z nich dziś napiszę.
Chodzi w sieci taki obrazek
15 lipca 2016
Półmaratoński TriCity Trail
Wejherowo, tydzień po szaleństwach w Karkonoszach. Pomysł pojawił się jeszcze w czerwcu, zacząłem od pytania czy da radę przenocować na sali dwoje niebiegaczy. Miało dać, więc nas zapisałem.
W Wejherowie trochę błądziliśmy bo podany adres wg map googla był w innym miejscu. W końcu jednak trafiliśmy. Pakiety odebraliśmy sprawnie i poszliśmy na jedzenie. Tym razem google pomógł i trafiliśmy do jadłodajni, która serwowała m.in. makaron. Madzia zjadła z sosem bolońskim, ja wziąłem dwie porcje ze szpinakiem. Po jedzeniu szybkie poszukiwania bankomatu i spotkanie z Justyną i Kasią, które też wybrały się na półmaraton.
Wieczorem zlądowaliśmy na sali gimnastycznej, przy okazji rozmawiając chwilę z ekipą z City Trail. Posłuchałem jeszcze odprawy ultrasów bardziej po to by zaklepać jeden z kilku materacy niż po to by dowiedzieć się szczegółów. Po odprawie Justyna z ekipy organizatora zapytała mnie czy biegnę ultra, gdy dowiedziała się, że nie stwierdziła, że już się przeraziła, że w tydzień po karkonoskim rzucam się na 80 km.
Nocleg na sali to dla nas nowość. Sporo ludzi, w tym ultrasi, którzy wstawać powinni w okolicach 3 w nocy. Byłem bardzo ciekaw jak prześpimy i jak niewyspani rano będziemy.
Obudziłem się gdy ultrasi wychodzili, ale też szybko zasnąłem i rano byłem całkiem nieźle wyspany. Śniadanie na materacu, szybkie ogarnięcie bajzlu i spakowaliśmy się do samochodu. Planowaliśmy wracać zaraz po zakończeniu zawodów więc nie było sensu iść na linię startu.
W Wejherowie trochę błądziliśmy bo podany adres wg map googla był w innym miejscu. W końcu jednak trafiliśmy. Pakiety odebraliśmy sprawnie i poszliśmy na jedzenie. Tym razem google pomógł i trafiliśmy do jadłodajni, która serwowała m.in. makaron. Madzia zjadła z sosem bolońskim, ja wziąłem dwie porcje ze szpinakiem. Po jedzeniu szybkie poszukiwania bankomatu i spotkanie z Justyną i Kasią, które też wybrały się na półmaraton.
Wieczorem zlądowaliśmy na sali gimnastycznej, przy okazji rozmawiając chwilę z ekipą z City Trail. Posłuchałem jeszcze odprawy ultrasów bardziej po to by zaklepać jeden z kilku materacy niż po to by dowiedzieć się szczegółów. Po odprawie Justyna z ekipy organizatora zapytała mnie czy biegnę ultra, gdy dowiedziała się, że nie stwierdziła, że już się przeraziła, że w tydzień po karkonoskim rzucam się na 80 km.
Nocleg na sali to dla nas nowość. Sporo ludzi, w tym ultrasi, którzy wstawać powinni w okolicach 3 w nocy. Byłem bardzo ciekaw jak prześpimy i jak niewyspani rano będziemy.
Obudziłem się gdy ultrasi wychodzili, ale też szybko zasnąłem i rano byłem całkiem nieźle wyspany. Śniadanie na materacu, szybkie ogarnięcie bajzlu i spakowaliśmy się do samochodu. Planowaliśmy wracać zaraz po zakończeniu zawodów więc nie było sensu iść na linię startu.
06 lipca 2016
Zmieścić się w limicie
Sobotni Maraton Karkonoski przeczołgał mnie na ostatnich 6 km. Śmieszne. 40 km pokonałem bez trudu, a ostatnie 6 było mordęgą nie z tej ziemi. Co gorsza mordęga pojawiła się znikąd, przyszła nagle, niespodziewanie i dobiła fizycznie oraz psychicznie.
05 lipca 2016
No proszę. Karkonosze
Maraton Karkonoski mignął mi w sieci rok temu w sierpniu. Jakoś mi się ubzdurało, że przebiegał przez Szrenicę i Śnieżkę. No to super bo to pierwsza i ostatnia góra zdobyta przez Weronikę. We wrześniu zapytałem czy będzie kolejna edycja. Miała być więc pozostało mi czekać cierpliwie na zapisy.
Jak się doczekałem to od razu opłaciłem maraton. I nic to, że wiódł ze Szklarskiej na Śnieżkę a o Szrenicę nie haczył.
Jakiś czas później doszliśmy z Madzią do wniosku, że nie wyprawiamy imprezy z okazji 10 rocznicy ślubu tylko przehulamy pieniądze w Karkonoszach. Madzia postanowiła spróbować sił w półmaratonie.
Jak się doczekałem to od razu opłaciłem maraton. I nic to, że wiódł ze Szklarskiej na Śnieżkę a o Szrenicę nie haczył.
Jakiś czas później doszliśmy z Madzią do wniosku, że nie wyprawiamy imprezy z okazji 10 rocznicy ślubu tylko przehulamy pieniądze w Karkonoszach. Madzia postanowiła spróbować sił w półmaratonie.
04 lipca 2016
20 stopni do życiówki
Półmaraton w Unisławiu jest dla mnie (podobnie jak dla Kasjera) kultowy. Płasko, płasko, na 10 km ostro w dół, od 11 km niby płasko, ale trasa jakoś się wznosi by na deser strzelić ostrym podbiegiem. Startowałem tam dwa razy, w tym roku odpuściłem połówkę i wybrałem się na towarzyszącą półmaratonowi dyszkę. Powód był banalny, nie chciałem się zarżnąć przed czekającymi mnie za tydzień Maratonem i Półmaratonem Karkonoskim.
Pojechaliśmy. Dzień przed na profilu grupy Run Bydgoszcz Natalia rzuciła hasło, że ma wolne 4 miejsca w samochodzie. Odpowiedziałem, że u nas są dwa i tak od słowa do słowa dogadaliśmy się, że jedzie z nami. Do kompletu dołączył jeszcze Dawid. Droga niemal bez historii nie licząc biegowych pogaduszek i przejechania przez Unisław. Gdzieś mi umknęły okolice startu, ale spoko, zdołaliśmy je znaleźć a przy okazji zobaczyć trasę od 8 kilometra.
Od długiego czasu miałem ochotę powalczyć o życiówkę. W sumie obecne 42:44 jest niczego sobie, ale takie 42:30 byłoby ładniejsze, w końcu życiówka to życiówka. Ochota ochotą a temperatura temperaturą. Grzało jak skurczybyk, o godzinie 9 unisławski termometr pokazywał 29 stopni.
Staliśmy przed stalą gimnastyczną i gadaliśmy. Asia, Tomek, Grzesiu... co chwila ktoś się pojawiał. Okazuje się, że z biegowego światka znamy sporo ludzi, sporo zna nas (choć nie zawsze my ich kojarzymy). Sympatycznie.
Pojechaliśmy. Dzień przed na profilu grupy Run Bydgoszcz Natalia rzuciła hasło, że ma wolne 4 miejsca w samochodzie. Odpowiedziałem, że u nas są dwa i tak od słowa do słowa dogadaliśmy się, że jedzie z nami. Do kompletu dołączył jeszcze Dawid. Droga niemal bez historii nie licząc biegowych pogaduszek i przejechania przez Unisław. Gdzieś mi umknęły okolice startu, ale spoko, zdołaliśmy je znaleźć a przy okazji zobaczyć trasę od 8 kilometra.
Od długiego czasu miałem ochotę powalczyć o życiówkę. W sumie obecne 42:44 jest niczego sobie, ale takie 42:30 byłoby ładniejsze, w końcu życiówka to życiówka. Ochota ochotą a temperatura temperaturą. Grzało jak skurczybyk, o godzinie 9 unisławski termometr pokazywał 29 stopni.
Staliśmy przed stalą gimnastyczną i gadaliśmy. Asia, Tomek, Grzesiu... co chwila ktoś się pojawiał. Okazuje się, że z biegowego światka znamy sporo ludzi, sporo zna nas (choć nie zawsze my ich kojarzymy). Sympatycznie.
fot. Marek Gesing |
26 czerwca 2016
Życiowe 5 kilometrów
Dni 17-19 czerwca to Korespondencyjny Bieg dla Karolinki. Przy jego okazji planowałem wystartować w Biegu na Miedzyniu, na jakże nielubianym przeze mnie dystansie 5 km. Planowałem powalczyć o życiówkę. Jadąc do Bydgoszczy czułem lekki stres, pomyślałem, że to dobry prognostyk, ale im bliżej startu tym mniej stresu a więcej lekkiego bólu brzucha. Nie był dramatyczny, ale dawał do myślenia co z życiówki wyjdzie.
Na miejscu spotkaliśmy się z Anką i Justyną, odebraliśmy pakiety (w nich m.in. paczka makaronu i drzewko - tuje oddaliśmy Ance, niech rosną w najlepsze). Podobnie jak w Niemczu biegowy towarzyszył festyn, więc kręciło się sporo ludzi.
Niby było ciepło, a niby nie. Wszystko za sprawą wieczornego i nocnego deszczu oraz chmur, które co chwilę zasłaniały słońce. Zrobiłem rozgrzewkę, nie było szału, ale też nie było powodu by odpuścić w biegu. Gdy padł strzał pognałem co sił. Tempo w okolicy 4:00 bolało od pierwszych metrów. Początek drogami utwardzonymi, po krótkim czasie skręciliśmy w las, a tam piach. Miękko, nawet bardzo. Prawdę mówiąc jakbym miał porównać trasę na Miedzyniu z bydgoską City Trail powiedziałbym, że City ma trasę twardą niczym asfalt. Na Miedzyniu było parszywie miękko. Pierwszy kilometr zrobiłem w 4:03, więc ok. 5 sekund wolniej niż powinienem, ale miałem nadzieję, że zdołam to nadrobić.
Na miejscu spotkaliśmy się z Anką i Justyną, odebraliśmy pakiety (w nich m.in. paczka makaronu i drzewko - tuje oddaliśmy Ance, niech rosną w najlepsze). Podobnie jak w Niemczu biegowy towarzyszył festyn, więc kręciło się sporo ludzi.
Niby było ciepło, a niby nie. Wszystko za sprawą wieczornego i nocnego deszczu oraz chmur, które co chwilę zasłaniały słońce. Zrobiłem rozgrzewkę, nie było szału, ale też nie było powodu by odpuścić w biegu. Gdy padł strzał pognałem co sił. Tempo w okolicy 4:00 bolało od pierwszych metrów. Początek drogami utwardzonymi, po krótkim czasie skręciliśmy w las, a tam piach. Miękko, nawet bardzo. Prawdę mówiąc jakbym miał porównać trasę na Miedzyniu z bydgoską City Trail powiedziałbym, że City ma trasę twardą niczym asfalt. Na Miedzyniu było parszywie miękko. Pierwszy kilometr zrobiłem w 4:03, więc ok. 5 sekund wolniej niż powinienem, ale miałem nadzieję, że zdołam to nadrobić.
fot. Aldona Rybka |
Nerwy ze stali
Oj zrobiły mi się zaległości w pisaniu relacji. Nie powiem, trochę pochłonęły mnie sprawy związane z Korespondencyjnym Biegiem dla Karolinki, a dokładniej z robieniem medali. Po samym biegu robiłem tabelę z przebiegniętymi kilometrami i tak jakoś się stało, że dopiero siadam do opisania tego co w Niemczu (10 km), na Miedzyniu (5 km) i wczorajszym Unisławiu (tym razem 10 km).
W Niemczu pojawiłem się trzeci raz. Trasa doskonale znana, nieco upierdliwa bo tworzą ją trzy pętle po ok. 3,33 km. Plus jest taki, że punkt z wodą mija się rozpoczynając drugą i trzecią pętlę. Pojechałem tam z nastawieniem treningowym, do zrobienia było 12 km biegu spokojnego. Madzia nie wiedziała co pobiegnie (dlaczego mnie to nie dziwi?). W Niemczu tradycyjnie jest ciepło. Takie to uroki maja. I tradycyjnie po biegu jest festyn.
W Niemczu pojawiłem się trzeci raz. Trasa doskonale znana, nieco upierdliwa bo tworzą ją trzy pętle po ok. 3,33 km. Plus jest taki, że punkt z wodą mija się rozpoczynając drugą i trzecią pętlę. Pojechałem tam z nastawieniem treningowym, do zrobienia było 12 km biegu spokojnego. Madzia nie wiedziała co pobiegnie (dlaczego mnie to nie dziwi?). W Niemczu tradycyjnie jest ciepło. Takie to uroki maja. I tradycyjnie po biegu jest festyn.
fot. Grzegorz Perlik |
11 czerwca 2016
Dwa starty jednego dnia.
Oszalałem, albo tak wyszło. Wyszło.
Jakiegoś dnia zapisałem się na półmaraton w Murowanej Goślinie o nader rozbudowanej nazwie: XXXV Gośliński Mały Maraton Weteranów. XX Mistrzostwa Polski Weteranów w Półmaratonie. Madzia też dała się namówić.
Po paru dniach Jankes podesłał link to rejestracji na Bieg Przedsiębiorców w Bydgoszczy. Szybkie zerknięcie w listę startu i niewiele myśląc zapisałem nas, Ankę i Justynę, a to dlatego, że na wcześniejszy bieg organizowany przez Aktywną Bydgoszcz (czyli Bieg Urodzinowy) miejsca rozeszły się w try miga.
Jakiegoś dnia zapisałem się na półmaraton w Murowanej Goślinie o nader rozbudowanej nazwie: XXXV Gośliński Mały Maraton Weteranów. XX Mistrzostwa Polski Weteranów w Półmaratonie. Madzia też dała się namówić.
Po paru dniach Jankes podesłał link to rejestracji na Bieg Przedsiębiorców w Bydgoszczy. Szybkie zerknięcie w listę startu i niewiele myśląc zapisałem nas, Ankę i Justynę, a to dlatego, że na wcześniejszy bieg organizowany przez Aktywną Bydgoszcz (czyli Bieg Urodzinowy) miejsca rozeszły się w try miga.
fot. Anna Strojna |
29 maja 2016
Korespondencyjny Bieg dla Karolinki
Karolina Wozowicz ma 12 lat. W 2010 roku
zdiagnozowano u niej białaczkę. Leczenie trwało do grudnia 2012 roku i
zakończyło się remisją.
Niestety w lutym 2016 roku nastąpiła wznowa choroby. Rozpoczęła się kolejna tura leczenia. Mama Karoliny zrezygnowała z pracy by być z nią na Oddziale Pediatrii Hematologii i Onkologii Dziecięcej Szpitala Jurasza w Bydgoszczy. Tata pracuje i opiekuje się dwójką rodzeństwa Karoliny.
Niestety w lutym 2016 roku nastąpiła wznowa choroby. Rozpoczęła się kolejna tura leczenia. Mama Karoliny zrezygnowała z pracy by być z nią na Oddziale Pediatrii Hematologii i Onkologii Dziecięcej Szpitala Jurasza w Bydgoszczy. Tata pracuje i opiekuje się dwójką rodzeństwa Karoliny.
27 maja 2016
Kic kic na I Bydgoskim Festiwalu Biegowym
Kilka razy zdarzyło mi się być dla kogoś zającem. Nic strasznego o ile jest to jedna osoba i nie ma jakiś wygórowanych założeń. Kilka tygodni temu na profilu I PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego pojawiło się ogłoszenie o poszukiwaniu pacemakerów na 10 km i półmaraton. Napisałem, że mogę pobiec na dychę, na którą i tak byłem zapisany. Dodałem, że będę tydzień po maratonie więc szybkie bieganie nie wchodzi w grę.
Zaproponowano mi poprowadzenie grupy biegnącej na czas 60 minut. Wziąłem to z przyjemnością. Na kilka dni przed imprezą na instagramie napisała do mnie @ilona_z_mamy_ruszamy z pytaniem czy zajęczę, bo ona prowadzi grupę na 50 minut. Znaczy będzie okazja się spotkać, bo znam ją tylko z instagramowego profilu.
Krakowski maraton jak zapewne czytaliście zmasakrował mnie do szpiku kości. Pierwsze wybiegnięcie zrobiłem we wtorek biegnąc wolne 8 km (6:21 min/km), środę i czwartek odpuściłem, za to w piątek pojechaliśmy do Tuczna na 5 km w ramach I Begu Muzealnego i otarłem się tam o życiówkę.
W sobotę wyskoczyliśmy po pakiety startowe by nie zaprzątać sobie nimi głowy tuż przed biegiem, bo rozprowadzenie dla pacemakerów miało być o 9:10. Po odebraniu pakietów postanowiłem pierwszy raz skorzystać z nocy muzeów (w poprzednich latach sam obsługiwałem ruch turystyczny) i wskoczyliśmy do Muzeum Wojsk Lądowych. Refleksja ze zwiedzania wystawy stałej była jedna - eksponaty zawsze się obronią, elektronika niekoniecznie (na jakieś 8 monitorów z prezentacjami w 4 udało się wyjść do oprogramowania podstawowego). Wskoczyliśmy jeszcze do czołgu T72 by zobaczyć w czym przez półtora roku czy dwa lata męczył się mój brat. Ciasno tam i twardo.
Zaproponowano mi poprowadzenie grupy biegnącej na czas 60 minut. Wziąłem to z przyjemnością. Na kilka dni przed imprezą na instagramie napisała do mnie @ilona_z_mamy_ruszamy z pytaniem czy zajęczę, bo ona prowadzi grupę na 50 minut. Znaczy będzie okazja się spotkać, bo znam ją tylko z instagramowego profilu.
Krakowski maraton jak zapewne czytaliście zmasakrował mnie do szpiku kości. Pierwsze wybiegnięcie zrobiłem we wtorek biegnąc wolne 8 km (6:21 min/km), środę i czwartek odpuściłem, za to w piątek pojechaliśmy do Tuczna na 5 km w ramach I Begu Muzealnego i otarłem się tam o życiówkę.
W sobotę wyskoczyliśmy po pakiety startowe by nie zaprzątać sobie nimi głowy tuż przed biegiem, bo rozprowadzenie dla pacemakerów miało być o 9:10. Po odebraniu pakietów postanowiłem pierwszy raz skorzystać z nocy muzeów (w poprzednich latach sam obsługiwałem ruch turystyczny) i wskoczyliśmy do Muzeum Wojsk Lądowych. Refleksja ze zwiedzania wystawy stałej była jedna - eksponaty zawsze się obronią, elektronika niekoniecznie (na jakieś 8 monitorów z prezentacjami w 4 udało się wyjść do oprogramowania podstawowego). Wskoczyliśmy jeszcze do czołgu T72 by zobaczyć w czym przez półtora roku czy dwa lata męczył się mój brat. Ciasno tam i twardo.
21 maja 2016
Bieg branżowy
Dobry miesiąc temu Madzia się nudziła. Weszła na maratonypolskie.pl i sprawdzała gdzie są jakieś ciekawe biegi. Tak sprawdzała, tak sprawdzała, że zrobiła się z tego niezła lista.
18 maja 2016
2708 po raz trzeci
Królewskie miasto Kraków.
Druga stolica Polski. Wisła. Smok Wawelski. Smocza jama, w której jest zimno. Lody przy fontannie. Hejnał.
Tak. W smoczej jamie było bardzo zimno i mokro.
Tyle wspomnień z 2013 roku.
Druga stolica Polski. Wisła. Smok Wawelski. Smocza jama, w której jest zimno. Lody przy fontannie. Hejnał.
Tak. W smoczej jamie było bardzo zimno i mokro.
Tyle wspomnień z 2013 roku.
03 maja 2016
I znów kilka minut.
Plan na ten rok był prosty. Maratony i niewiele więcej. No, jakieś małe biegi, ale bez szczególnego nastawienia. Życie pokazuje coś innego. Maratony są na liście, ale czas pomiędzy nimi zapełnia się kolejnymi startami. Dycha w Żninie była przedmaratońskim testem, sztafeta jubileuszowa w Bydgoszczy takim treningowym wyskokiem na 10-12 km, z którego zrobiły się 22 km. Po Orlenie miał być luz i oczekiwanie na Cracovię, ale jak zobaczyliśmy w sieci medal jaki będą wręczać na Run Toruń postanowiliśmy się pojawić na tym biegu.
29 kwietnia 2016
26 kwietnia 2016
Orlen Warsaw Marathon
Rozpocząłem przygotowania do wiosennych maratonów. Wymyśliłem dwa: Orlen Warsaw Marathon i Cracovia Maraton. Czasu mało, z racji opóźnienia do zrealizowania przewidzianych przez Danielsa 26 tygodni zabrakło mi 5. Nie będę bawił się w statystyki, napiszę tylko, że do 23 kwietnia przebiegłem w sumie 1143 km. Dużo jak na moje możliwości, choć gdyby nie kilkanaście odpuszczonych treningów byłoby więcej.
Przed startem postanowiłem zrobić eksperyment i naładować się węglowodanami. Poniedziałek do środy na białkach. Masakra. Twaróg, jajka, jajka z makrelą (makrela zabija smak jajek tylko na pierwsze trzy kęsy), serek wiejski, jajka, serek, indyk... bleeee
Wtorkowy trening z bólem, po środowym wolnym bieganiu byłem wybitnie kiepski, ale z wieczora poszła pierwsza porcja makaronu. Zjadłem 3/4 paczki dowalonej szpinakiem. Czwartek z węglami, piątek też (acz z przerwą na podróż) i tak awansem wspomnę, że w sobotę nieco mniej, ale wieczorem nadrobiłem.
11 kwietnia 2016
I siekiera
XXIII Biegi Żnińskie. Test przed Orlen Maratonem. Trasa nieznana, słyszałem tylko, że nie należy do najłatwiejszych i o podbiegu gdzieś po drodze. Kusiło mnie by pobiec zegarkowym tempem 4:15. Taki trening próbowałem zrobić w minioną niedzielę, trochę bezsensowny bo pobiegłem 30 minut biegu spokojnego a po nim wszedłem w 3x3,2 biegu trudnego po 4:15. Teoretycznie, bo pierwsze powtórzenie takie było, kolejne po 4:23, trzecie z trudem dociągnąłem na 4:25 (spora część była 4:28). Stwierdzam, że chyba lepsze są tysiączki zamiast 3,2 km.
W poniedziałek chciałem pojechać oddać krew, ale od rana coś było nie tak. Czułem, że zaczyna się infekcja. Krew odpuściłem, włączyłem witaminę C. 5 g co 2 godziny. Wieczorem gorzej, dorzuciłem voltaren i pod kołdrę. We wtorek Madzia namawiała mnie na wizytę u lekarza. Wskoczyłem po pracy. Okazało się, że najbliższy tydzień sponsoruje literka "A":
Angina
Antybiotyk
Dupa blada. Gardło, a w zasadzie prawy migdałek, nawalał mnie tak, że budziłem się przy próbie przełknięcia śliny. Masakra. W środę i czwartek podobnie. W piątek odpuściło. Plan walki o zejście poniżej 43 minut legły w gruzach. Ale co zrobić? Myślałem, myślałem i wymyśliłem. Zacznę tempem 4:20, a później się pomyśli. Albo pójdzie w jedną, albo w drugą stronę.
Niedziela i Żnin. Ruszyliśmy stadnie. Madzia (już po antybiotyku, ale też walczyła z anginą), Ania z Olafem (a co, niech dzieciak pobiega) i Justyna z Natalką (i nosem zawalonym w najlepsze). I wzięliśmy jeszcze Ankę, by w czasie naszego biegu zajęła się dzieciakami.
Wejście na salę gimnastyczną (biuro zawodów) wyściełane dywanem, a jak, na bogato.
W poniedziałek chciałem pojechać oddać krew, ale od rana coś było nie tak. Czułem, że zaczyna się infekcja. Krew odpuściłem, włączyłem witaminę C. 5 g co 2 godziny. Wieczorem gorzej, dorzuciłem voltaren i pod kołdrę. We wtorek Madzia namawiała mnie na wizytę u lekarza. Wskoczyłem po pracy. Okazało się, że najbliższy tydzień sponsoruje literka "A":
Angina
Antybiotyk
Dupa blada. Gardło, a w zasadzie prawy migdałek, nawalał mnie tak, że budziłem się przy próbie przełknięcia śliny. Masakra. W środę i czwartek podobnie. W piątek odpuściło. Plan walki o zejście poniżej 43 minut legły w gruzach. Ale co zrobić? Myślałem, myślałem i wymyśliłem. Zacznę tempem 4:20, a później się pomyśli. Albo pójdzie w jedną, albo w drugą stronę.
Niedziela i Żnin. Ruszyliśmy stadnie. Madzia (już po antybiotyku, ale też walczyła z anginą), Ania z Olafem (a co, niech dzieciak pobiega) i Justyna z Natalką (i nosem zawalonym w najlepsze). I wzięliśmy jeszcze Ankę, by w czasie naszego biegu zajęła się dzieciakami.
Wejście na salę gimnastyczną (biuro zawodów) wyściełane dywanem, a jak, na bogato.
01 kwietnia 2016
kupię
Kupię pliki z treningami (gpx). Okolice Nakła lub Bydgoszczy. Potrzebuję do rywalizacji na endomondo.
To oczywiście żart prima aprilisowy :)
To oczywiście żart prima aprilisowy :)
28 marca 2016
Rok
O ile pamiętam to była sobota 3 kwietnia 2015 roku. Nie wiedziałem, że 103 km dalej wsiadł w samochód i pojechał trochę na wariata. Pewnie sprawdził ile jest i gdzie są i tyle. Gdy dotarł (nie pytałem, ale nie sądzę żeby było inaczej) błądził i szukał. Znalazł.
Nie pamiętam czy to była sobota czy niedziela. Pewnie sobota bo bywaliśmy codziennie. Bardzo się zdziwiłem. Duży znicz, na nim czarna naklejka z białym biegnącym ludzikiem, tuż za nim księżyc, pod nim napis night runners i odręcznie dopisane POZNAŃ.
Pytanie kto to mógł być?
Nie pamiętam czy to była sobota czy niedziela. Pewnie sobota bo bywaliśmy codziennie. Bardzo się zdziwiłem. Duży znicz, na nim czarna naklejka z białym biegnącym ludzikiem, tuż za nim księżyc, pod nim napis night runners i odręcznie dopisane POZNAŃ.
Pytanie kto to mógł być?
22 marca 2016
Finał City Trail w Bydgoszczy
21 marca 2016 r. podsumowanie tegorocznej edycji City Trail w Bydgoszczy. Z Madzią zaliczyliśmy 4 starty, do tego po jednym w Łodzi i Gdyni. Na finał czekaliśmy i nie. Rok temu wpadłem na pomysł by w dziecięcej kategorii D1 wręczyć nagrodę dla ostatniej zawodniczki. Ku pamięci Weroniki, której nigdy nie udało się przybiec jako przedostatnia dziewczynka. Pomysł na nagrodę był od początku - klocki lego. Do pomysłu postanowiła się dołączyć pewna zawodniczka z woj. pomorskiego, która przysłała jeden ze swoich pucharów. Prosiła by o niej nie wspominać, więc nazwiskiem nie sypnę.
18 marca 2016
City Trail w Bydgoszczy i Gdyni
Przed ostatnim biegiem z cyklu City Trail w Bydgoszczy główkowałem co zrobić. Kusiła walka o życiówkę - zejście poniżej 20 minut, ale jakoś kiepsko to widziałem. 5 km po 3:58? Ciężka sprawa w czasie przygotowań maratońskich. Do tego przygotowania jako takie. Plan treningowy zakładał "zabawę" z tempem progowym (3x3,2 + 1,6 po 4:30, w sumie jakieś 19 km). Wybrałem opcję przygotowawczą, City miało być wolnym biegiem na deser.
Wstałem rano i ruszyłem. 6,4 biegu spokojnego, pierwsze 3,2 poszło, drugie też, zacząłem trzecie i po 200 m dopadł mnie potężny ból rozcięgna podeszwowego. Pauza, przyciśnięcie stopą o krawędź krawężnika i nic. Drugi raz, próba przebiegnięcia. Boli. Pokuśtykałem do domu i od razu wziąłem piłkę do tenisa. Skończyło się na 13,74 km
Wstałem rano i ruszyłem. 6,4 biegu spokojnego, pierwsze 3,2 poszło, drugie też, zacząłem trzecie i po 200 m dopadł mnie potężny ból rozcięgna podeszwowego. Pauza, przyciśnięcie stopą o krawędź krawężnika i nic. Drugi raz, próba przebiegnięcia. Boli. Pokuśtykałem do domu i od razu wziąłem piłkę do tenisa. Skończyło się na 13,74 km
W Gdyni kameralniej |
04 marca 2016
Pierwsza z ośmiu
10 grudnia 2015 roku zarejestrowałem się na listę startową Maratonu Warszawskiego. Wymyśliłem, by pobiec go charytatywnie na rzecz Fundacji Rak'n'Roll. Wymyśliłem, by zebrać 600 zl (o 300 więcej niż minimum), a jeśli się to uda za każdą setkę pojawię się w centrum krwiodawstwa by oddać płytki krwi.
02 marca 2016
Maraton sam się nie przebiegnie dlatego gonię
Biegam. Sporo. Oczywiście są herosi, którzy dają radę więcej, ja rwę ile mogę.
W tym sezonie postanowiłem zaufać Jackowi Danielsowi, ruszyłem z planem na 26 tygodni, przyjąłem maksymalny tygodniowy kilometraż na poziomie 78 (mój rekordowy tydzień w ub. sezonie wyniósł 81).
Oczywiście jak to w życiu. Plan to jedno, realizacja to drugie. W styczniu wypadło mi całkiem sporo: 5 treningów. W sumie zrobiłem 216 km, więc szału nie było. Luty okazał się lepszy: wypadł jeden, 26 km trening, który częściowo odrobiłem na pozostałych w tygodniu. W sumie przebiegłem 271 km, co jest drugim miesięcznym dystansem, który zrobiłem (rekordowy pozostaje lipiec - 303 km).
A trenując okazuje się, że jestem drugim w rywalizacji Nakielskiego Klubu Biegacza. Nie, żebym się jakoś specjalnie tym podniecał, ale narzekać też nie narzekam.
W tym sezonie postanowiłem zaufać Jackowi Danielsowi, ruszyłem z planem na 26 tygodni, przyjąłem maksymalny tygodniowy kilometraż na poziomie 78 (mój rekordowy tydzień w ub. sezonie wyniósł 81).
Oczywiście jak to w życiu. Plan to jedno, realizacja to drugie. W styczniu wypadło mi całkiem sporo: 5 treningów. W sumie zrobiłem 216 km, więc szału nie było. Luty okazał się lepszy: wypadł jeden, 26 km trening, który częściowo odrobiłem na pozostałych w tygodniu. W sumie przebiegłem 271 km, co jest drugim miesięcznym dystansem, który zrobiłem (rekordowy pozostaje lipiec - 303 km).
A trenując okazuje się, że jestem drugim w rywalizacji Nakielskiego Klubu Biegacza. Nie, żebym się jakoś specjalnie tym podniecał, ale narzekać też nie narzekam.
28 lutego 2016
5:00? Nie dam rady
Wiosenne maratony się zbliżają. Niektórzy patrzą na mnie jak na wariata, bo biec dwa w odstępie trzech tygodni nie jest normalne. Pocieszam się, że taki Rysiu Kałaczyński dał radę biegać je przez rok i jeden dzień codziennie (fakt, że to nadczłowiek chyba), inni dają radę w dwumaratonach (znów kłania się Rysiu i jego projekt weekendowych maratonów w Wituni), to ja uciągnę dwa w trzy tygodnie.
Dziś pierwszy raz robiłem ponad 22 km tempem maratońskim. Miało być 4:51, wyszło 4:52, więc nie jest źle, choć przyznam, że ostatnie 5 km była walka. Początek to 20 minut biegu spokojnego, po nim ruszyłem do 22,4 maratońskiego. Pierwsza piątka po 4:56, po niej przyspieszyłem i po kolejnej piątce średnie tempo 10 km wyszło 4:52. Tak dociągnąłem do 17 km, droga lekko pofałdowana, z tendencją minimalnie wznoszącą. Po 18 km zegarek pokazał średnie tempo 4:53 i tak trzymał aż do końca 21 km. Owe 4 km to pilnowanie by nie zwolnić jeszcze bardziej, bo pokazanie się 4:54 byłoby skuchą. Nadzieją był ostatni kilometr prawie cały w dół. Nogi poszły luźniej i faktycznie pojawiło się 4:51 by na ostatnich 20 metrach, tuż po zakręcie o 90 stopni wrócić na 4:52.
Jakie wnioski? Trzeba ćwiczyć nogi. Przysiady, planki, wyskoki. Brakuje im wytrzymałości. Tętno było obiecujące, średnio 163 (BS biegam w okolicach 155).
Dziś pierwszy raz robiłem ponad 22 km tempem maratońskim. Miało być 4:51, wyszło 4:52, więc nie jest źle, choć przyznam, że ostatnie 5 km była walka. Początek to 20 minut biegu spokojnego, po nim ruszyłem do 22,4 maratońskiego. Pierwsza piątka po 4:56, po niej przyspieszyłem i po kolejnej piątce średnie tempo 10 km wyszło 4:52. Tak dociągnąłem do 17 km, droga lekko pofałdowana, z tendencją minimalnie wznoszącą. Po 18 km zegarek pokazał średnie tempo 4:53 i tak trzymał aż do końca 21 km. Owe 4 km to pilnowanie by nie zwolnić jeszcze bardziej, bo pokazanie się 4:54 byłoby skuchą. Nadzieją był ostatni kilometr prawie cały w dół. Nogi poszły luźniej i faktycznie pojawiło się 4:51 by na ostatnich 20 metrach, tuż po zakręcie o 90 stopni wrócić na 4:52.
Jakie wnioski? Trzeba ćwiczyć nogi. Przysiady, planki, wyskoki. Brakuje im wytrzymałości. Tętno było obiecujące, średnio 163 (BS biegam w okolicach 155).
12 lutego 2016
Góry oddają
Start na połówce w ramach Górskiego Zimowego Maratonu Ślężańskiego był przy okazji wyjazdu na narty. Biegacze są zboczeni. Jadą na urlop i szukają biegów w okolicy. Tak było w styczniu.
Wyskoczyliśmy na tydzień do Zieleńca by pojeździć na nartach. Temat karkołomny, bo nigdy nie jeździłem, więc z jednej strony obawy czy mi się spodoba, z drugiej strach czy nie zepsuję sobie jakiś wiązań w kolanach. Narty to zupełnie inna historia. Iza z Krzyśkiem zaoferowali się, że pożyczą własne byśmy nie musieli płacić grubych pieniędzy za wypożyczenie. Chwała im za to! Pierwszy dzień to jakaś masakra. Stwierdziłem, że spróbuję ogarnąć temat bez instruktora. Zerknąłem na youtube (Iza wspomniała o znajomym, który zrobił taki kurs i nieźle mu szło) i tyle. Nie będę wnikał w szczegóły, powiem tylko, że na kwaterę wróciłem wkurzony. Ale jak? Odpuścić? A skądże! Efekt był taki, że zacząłem dawać radę i bardzo mi się spodobała ta zabawa.
Wyskoczyliśmy na tydzień do Zieleńca by pojeździć na nartach. Temat karkołomny, bo nigdy nie jeździłem, więc z jednej strony obawy czy mi się spodoba, z drugiej strach czy nie zepsuję sobie jakiś wiązań w kolanach. Narty to zupełnie inna historia. Iza z Krzyśkiem zaoferowali się, że pożyczą własne byśmy nie musieli płacić grubych pieniędzy za wypożyczenie. Chwała im za to! Pierwszy dzień to jakaś masakra. Stwierdziłem, że spróbuję ogarnąć temat bez instruktora. Zerknąłem na youtube (Iza wspomniała o znajomym, który zrobił taki kurs i nieźle mu szło) i tyle. Nie będę wnikał w szczegóły, powiem tylko, że na kwaterę wróciłem wkurzony. Ale jak? Odpuścić? A skądże! Efekt był taki, że zacząłem dawać radę i bardzo mi się spodobała ta zabawa.
31 stycznia 2016
medale
Gdyby ktoś się zastanawiał jak wieszać medale oto mój pomysł.
Od tyłu taśma jest zawijana i mocowana dwiema pinezkami - jedną u dołu, drugą u góry deski.
Od tyłu taśma jest zawijana i mocowana dwiema pinezkami - jedną u dołu, drugą u góry deski.
17 stycznia 2016
Góry? A z czym to się je?
Od jakiegoś czasu kuszą góry. Nie w kategoriach łażenia, a biegania. Terra incognita. Wymyśliło mi się i znalazłem. Górski Zimowy Maraton Ślężański. Bez szaleństw, bo dystans półmaratonu. Wg regulaminu 21 km, ale bliżej startu okazało się, że pętla wyniesie 24 km. Drobiazg jeśli się o tym wie, gorzej, gdy po 21 kilometrze szuka się mety.
Tośmy się wybrali. Noc w Sobótce minęła szybko. Po pakiet chciałem jechać o godzinie 7, ale jakoś tak wyszło, że zebraliśmy się o 7:30. Od rana byłem jakiś nerwowy, ale cóż... Ruszyliśmy. Parking, wędrówka pod górę, jakieś 400 m, linia startu, pytanie o biuro zawodów... Jest na stadionie. Przy drodze na Wrocław... Telefon mówi 5 km. Hop w samochód, szybki telefon do Tomka by przyszykował się na podwiezienie nas w okolice startu (wymyśliło mi się by odebrać pakiet w cywilkach, wrócić na kwaterę, przebrać się i pobiec na start).
Hop, siup, pakiet odebrany szybko (kilka ulotek, czapka, numer startowy), ciuchy na zmianę zostawione w depozycie. Odebranie worka z depozytu, bo w kurtce zostawiłem dokumenty... Zamotanie poziom 115%. Justyna ze mnie drwiła co 30 sekund.
Tośmy się wybrali. Noc w Sobótce minęła szybko. Po pakiet chciałem jechać o godzinie 7, ale jakoś tak wyszło, że zebraliśmy się o 7:30. Od rana byłem jakiś nerwowy, ale cóż... Ruszyliśmy. Parking, wędrówka pod górę, jakieś 400 m, linia startu, pytanie o biuro zawodów... Jest na stadionie. Przy drodze na Wrocław... Telefon mówi 5 km. Hop w samochód, szybki telefon do Tomka by przyszykował się na podwiezienie nas w okolice startu (wymyśliło mi się by odebrać pakiet w cywilkach, wrócić na kwaterę, przebrać się i pobiec na start).
08 stycznia 2016
Nie tak łatwo być ostatnim
Bieg 3 króli w Białych Błotach. Organizatorem Aldona. Kilkakrotnie czytałem, że biegi, które robi to idealnie szlifowane diamenty. Byłem ciekawe czy tak będzie w rzeczywistości. Trzej królowie to idealny temat na sztafetę. Trzy osoby, trzy kilometry. Szał trójek. Zapisaliśmy się niemal na początku. Pozostało czekać. Cierpliwie. Na fejsie kliknąłem lajka i okazało się, że Bieg 3 Króli to przemyślane działania. Niemal codziennie pojawiały się informacje. A to o sponsorach, a to o smakołykach, innym razem o pakietach startowych albo koronach na głowy zawodników. Przyznam się szczerze, że pierwszy raz spotkałem się z takim natłokiem informacji.
fot. Grzegorz Perlik |
03 stycznia 2016
Towarzyski Bieg Powstania Wielkopolskiego
Od dawna chodzi mi po głowie organizacja biegu. Przedsięwzięcie wielkie, odpowiedzialność duża, zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa. Póki co stwierdziłem, że można zorganizować małą imprezę dla grona znajomych. Hasło na fejsie rzuciłem 23 listopada. W założeniu miało nas być sześcioro. Szybko okazało się, że jest nas więcej, lista dobiła do 12 osób.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
Dziś będzie w nieco cięższym klimacie. In memoriam. Weronika, moja córka. Rocznik 2008. Gdy miała 2 lata i 5 miesięcy wylądowała na Oddzia...
-
Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...
-
16 Poznań Maraton. Minęły niemal 34 godziny od startu i 30,5 od zakończenia. I nadal mam pustkę w głowie. To pierwszy raz gdy nie wiem co n...
3 razy Śnieżka
Rzec można, że w naszych duszach, czasem i ciałach, istnieją zadry, z którymi koniecznie chcemy się rozliczyć. Nieważne czy nastąpi to po ro...